
Joanna Pajkowska – ratownik morski w RNLI, czyli brytyjskich służbach ratowniczych. To była i jest bardzo męska instytucja. Asia jest też pierwszą Polką, która samotnie opłynęła świat non stop i żeglarką regatową startującą w najbardziej prestiżowych regatach świata.
Jak Asia została ratowniczką?
Kiedy przez 13 lat mieszkała w Anglii, nad morzem – czuła, że z jej doświadczeniem morskim i wiedzą, może pomóc innym. Nawet przeprowadziła się, by mieszkać bliżej statku ratowniczego i dołączyć do działających na zasadach wolontariatu służb ratowniczych.
– Czułam, co brzmi banalnie, że coś mogę z siebie dać innym. Ratownictwem morskim zajmowałam się poza pracą. W Wielkiej Brytanii zespół ratowników działa na zasadach wolontariatu, co jest niespotykane, nigdzie indziej na świecie i jest to ich wielką chlubą – mówi Joanna Pajkowska.
Asia była jedyną kobietą w zespole i długo czekała, by się w nim znaleźć.
– Jak już zostałam członkiem, dowiedziałam się, że przy przyjęciu nowych, każdy z załogi ma prawo się wypowiedzieć w tej sprawie i wykazać, przykładowo swój sprzeciw. Był jeden pan, który powiedział, że jemu się nie wydaje, żeby to był dobry pomysł, żeby kobieta była w załodze, bo w ciężkiej sytuacji, on będzie musiał się zastanawiać, czy ma pomagać koleżance czy potrzebującym. To było dość seksistowskie, ale tak jest wszędzie – dodaje ze smutkiem.
Jak wygląda praca w brytyjskim ratownictwie?
Było ich tam w sumie około 15 czy 16 osób. Minimum pięć musiało być obecnych, żeby wyjść w morze na akcję ratowniczą. Wypływały osoby, które najwcześniej się zjawiały po specjalnym sygnale wzywającym. Asia zawsze była na czas i chętna do pomocy innym. Może dlatego koledzy z zespołu, mówili o niej, między sobą: szalona Polka. A ona… po prostu robiła swoje.
– W życiu trzeba sobie stawiać wyzwania, cele, a nie robić coś, żeby komuś, coś udowodnić – dodaje.
Rocznie mieli od 40 do 50 wezwań. Akcje bardzo ryzykowne, w kiepskich warunkach pogodowych, bo nikt nie prosi o pomoc w idealnych.
– Nigdy, nie myślałam w ten sposób, że ryzykuję swoje życie – mówi.
Najważniejsze dla Joanny było uczestnictwo w akcjach, w których ratowało się ludzi. Dużo było też takich mniej ekstremalnych. Choć łatwo nie było. Zajęcie wymagało niezłej krzepy i tężyzny fizycznej.
– Przyznam, że nigdy nie miałam takich sytuacji, żeby fizycznie nie dawać rady. Tak naprawdę to na takim statku są różne urządzenia wspomagające pracę i cechy fizyczne nie mają takiego dużego znaczenia. Musi być na przykład ktoś obsługujący radio, co może z moim akcentem polskim w języku angielskim nie było dla mnie ulubionym zadaniem. Łączność jest jednak konieczna, zarówno z jednostką, której udzielamy pomocy, jak i ze służbą brzegową, która nas wysyłała do akcji. Ktoś musi się tym zajmować – opowiada Joanna Pajkowska.
Niejednokrotnie też uwalniała z zespołem ludzi z jakiejś jednostki, która utknęła gdzieś w warunkach sztormowych i nie zawsze były to tylko awarie.
– Były też przypadki, gdzie z tonących jednostek zbieraliśmy ludzi, ale wtedy też fizycznie nikt do nich nie płynął. Zamiast tego były sposoby, żeby ich do statku ściągnąć. Zawsze kładziono duży nacisk na to, że załoga jednostki ratowniczej musi być bezpieczna. To się niby tak mówi, że my jako ratownicy ryzykujemy życie, ale tak naprawdę zawsze się staramy, żeby właśnie załoga nie ucierpiała, pomagając innym – dodaje.
Wydobywanie ciał z wody, czyli o prądach, w jakie wpadają płetwonurkowie.
Joanna musiała przejść wiele szkoleń, żeby potrafić właściwie dbać o swoje bezpieczeństwo. Były to ćwiczenia z helikopterem, bo w rzeczywistości często bywa tak, że helikopter musi przylecieć i udzielić pomocy, żeby po prostu było szybciej. Musi zabrać osobę pokrzywdzoną i przetransportować ją na ląd. Były też ćwiczenia z ratownictwa podwodnego. Przekładało się to na wydobywanie płetwonurków, którzy gdzieś się pod wodą zaplątali. Często było to wydobywanie ciał.
Joanna nie wspomina tego, jako przyjemne zajęcie. Trudno sobie wyobrazić, żeby wyławianie ciała było przyjemną akcją. Nigdy nie stawiała sprawy tak, że jako kobieta czegoś nie zrobi. Nigdy nie mówiła, że do tej konkretnej pracy proszę jej nie wysyłać, bo z tym ciałem w piance, nieżyjącym już pewnie od dwóch tygodni, nie chce mieć do czynienia.
Nigdy nie miała problemu z żadną pracą i dzięki temu koledzy z zespołu traktowali ją bardzo fair. W żaden sposób nie odsuwali jej, bo na przykład dane zajęcie nie jest dla kobiet. W Anglii szczególnie na prowincji, rola kobiety jest bardzo tradycyjna. Czegoś takiego nie ma w Polsce.
Jakie plany Joanna Pajkowska ma na 2022 rok?
– Chcę znów wystartować w regatach przez Atlantyk, co jest znów dużym wyzwaniem, bo nie mam łódki odpowiedniej na północy Atlantyk. Może znajdzie się ktoś, wśród czytelników, kto ma jakiś pomysł, by mi pomóc to proszę o kontakt: asiapajkowska@hotmail.com. Poza tym sytuacja covidowa wciąż jest niepewna, większość imprez jest odwoływana, więc nie wiem, jak ułożą się moje plany.