Monika Krasińska o życiu na maksa!

Monika Krasińska. Dziennikarka, jakich już coraz mniej. Jej nie interesuje tworzenie materiałów w stylu kopiuj – wklej. Kiedy pisze o górnictwie, to zjeżdża pod ziemię i gada z górnikami. Jak relacjonuje tragedie w kopalni czy jedzie na wojnę to zawsze jest w centrum wydarzeń. Nigdy nie odpuszcza i nie marnuje czasu na odpoczynek. Kobieta ogień!

Baba na dole, będzie nieszczęście. Podobno zanim się do ciebie przekonali, często słyszałaś to powiedzenie od górników!

Monika Krasińska:  Jestem przeciwniczką robienia materiałów o czymś, czego nie doświadczyłam. Dlatego zjeżdżałam na dół, by porozmawiać z górnikami, kiedy przygotowywałam artykuł czy materiał do Radia. Chodziłam w najdalsze zakątki kopalni, patrzyłam na ich pracę, poznawałam ich żarty i uczyłam się języka. Przekonałam się, że są zupełnie inni, gdy się z nimi rozmawia na dole i na powierzchni. Wywiady zawsze robiłam pod ziemią. Tak szczerze, nigdzie indziej by ze mną nie rozmawiali. Mają szacunek do tych, którzy zjadą na dół i przejdą kilka kilometrów, by zobaczyć, jak wygląda ich praca.

Kilka kilometrów?

Szola to swego rodzaju winda zjeżdżająca pod ziemią, ale potem nie w każdy zakątek kopalni można dojechać kolejką spągową czy też podwieszaną. Nie jest tak, że od razu się wysiada w miejscu pracy tylko sporo trzeba do niego przejść.

Co cię tak zaczarowało w górnictwie?

Natura. Matka Ziemia. Ile tam pod ziemią się kryje! To wcale nie jest tak, że w kopalni jest ciemno i ciasno. To są wielkie korytarze i tunele. Są i oczywiście mniejsze zakątki, ciasne przejścia gdzie pracują górnicy.

Zawsze byłaś też na miejscu, w czasie katastrof górniczych. Jaką wspominasz najtrudniej?

To jest zawsze ogrom nieszczęścia, łez,  które dotykają rodziny górników. Czekają oni na informację o najbliższych w potężnym stresie. Osobiście najbardziej zapamiętałam trzy katastrofy. Od tej pierwszej postanowiłam, że będę zajmowała się górnictwem całkowicie! To było w listopadzie w 2006 roku. W największej od ponad 30 lat katastrofie górniczej zginęło 23 górników z rudzkiej kopalni Halemba.

Dlaczego całkowicie?

Chciałam zrozumieć, dlaczego górnicy tak się  poświęcają. Czułam, że nie można mówić ludziom o rzeczach, zjawiskach, jeśli się ich samemu całkowicie nie pozna. Można iść na łatwiznę i czekać na informacje od rzecznika prasowego, ale ja wolałam wszystko sama poznać i dowiedzieć się prawdy od górników. Będąc z nimi, wiedziałam o czym mówię. Hasła „lutniociąg”, „szyb”, „spąg” czy „pochylnia” nie były już dla mnie tylko słowami ale miałam przed oczami ich obraz bo je widziałam. Dzięki temu mogłam lepiej wytłumaczyć ludziom spoza górnictwa co oznaczają, jak wyglądają. Słowami namalować ich obraz.

Pozostałe katastrofy?

Kopalnia Wujek tam 1050 metrów pod ziemią w wyniku silnego wstrząsu zginęło dwóch górników. Zawsze jednak ratownicy idą po żywych zanim więc okazało się, że niestety nie przeżyli tej katastrofy zarówno pod ziemią jak i na powierzchni toczyła się heroiczna wręcz walka o to by do nich jak najszybciej dotrzeć. To było coś niesamowitego, bo po raz pierwszy w Polsce, zrobiono odwiert i starano się zlokalizować poszukiwanych. Potem wołano ich przez głośnik i czekaliśmy, jak na cud, żeby się odezwali. To było bardzo emocjonujące. Trzecia  katastrofa miała miejsce w Kopalni Węgla Kamiennego Krupiński w Suszcu. W wyniku zapalenia metanu zginęli dwaj ratownicy górniczy oraz górnik. 11 innych pracowników zostało rannych. To, że zginęli ratownicy którzy przyjechali tam ratować swoich kolegów było chyba dla wszystkich niewyobrażalnym ciosem.

Byłaś cały czas na miejscu, w czasie tych katastrof?

Jestem strasznie uparta, nie odpuszczam. Śpię w samochodzie pod kopalnią, jadę tylko na chwilę do domu, żeby się przebrać. Nie wyobrażam sobie odpoczywać, kiedy wszystkie służby są na miejscu. Relacjonuję wydarzenia od początku do końca.

Ktoś z twojej rodziny, bliskich  pracował w kopalni?

Moja rodzina nigdy nie była związana z górnictwem tak jak zresztą z wojskiem – z trójki rodzeństwa (dwóch braci) tylko ja składałam przysięgę wojskową (śmiech!). Mimo to moja rodzina zawsze wspierała mnie w moich pasjach nawet tych, które dla nich nie były łatwe do zaakceptowania (wyjazdy do Afganistanu czy na Ukrainę).

Jakie są kobiety górniczki?

(śmiech!) Muszę powiedzieć, że większość z nich ma większe jaja niż faceci. To dziewczyny, które mają charakter, bo w kopalni nikt nie podchodzi do nich delikatnie. Muszą wywalczyć swoje, pokazać siłę, by zyskać szacunek górników.

Przeskoczmy do Afganistanu, gdzie pracowałaś jako korespondent wojenny.

To było od zawsze moje marzenie. Byłam tam dwa razy (3 i 2 miesiące). Choć uważam, że jak na mnie to za duże słowo, bo mam ogromny szacunek do korespondentów wojennych. Ja po prostu relacjonowałam wydarzenia.

To ja po prostu podkładam dyktafon pod nos… Błagam. Kto ma takie jaja, żeby to zrobić? Zacznijmy od końca. Stres był po powrocie?

Po pierwszym, chodziłam po ulicach i rozglądałam się kontrolując wszystko wokół. Jadąc drogą starałam się trzymać daleko od pobocza. I zapominałam, jak się robi zakupy, bo tam miałam wszystko pod nosem (śmiech).

Na wojnie?

Mieszkałam z żołnierzami w jednej bazie i na miejscu,  był tylko jeden dziennikarz (wymienialiśmy się, co jakiś czas). Mieliśmy tam żołnierską stołówkę (DFAC) wielkie lodówki z napojami i lady z ciepłymi posiłkami. Mieszkałam w tak zwanej Bichacie, czyli wielkiej stodole przedzielonej płytami, z podziałem na pokoiki 2 na 3 m. W jednych bichatach mieszkały kobiety w innych mężczyźni.

Każdego dnia jeździłaś z żołnierzami?

 Tak, aż musieli mnie stopować, bo wszystko chciałam zobaczyć wszędzie z nimi wejść, nie chciałam podczas patrolu gdy inni idą siedzieć w Rosomaku chciałam iść z nimi. To było trudne, bo to męski świat, do którego kobiety wpuszcza się tylko do niektórych części. Dodatkowo byłam dziennikarzem, czyli dodatkowym utrudnieniem dla nich, którego też musieli ochraniać i w czasie wyjazdów w teren, zajmowałam miejsce przeznaczone  dla żołnierza.

Szkoliłaś się przed wyjazdem?

Miałam zrobiony kurs korespondenta wojennego. Wydaje mi się, że jestem osobą odpowiedzialną, więc pół roku przed wyjazdem chodziłam na siłownię z instruktorem, by wypracować w sobie siłę, bo nie chciałam być osłabieniem dla żołnierzy, ale wspólnie coś nosić czy bez problemów pobiec, gdy pojawia się taka potrzeba. Pojechałam z pełną świadomością, że mogę tam zginąć lub być ranna, tłumaczyłam sobie to wszytko na chłodno jeszcze przed wyjazdem.

Co było najgorsze w wojennej rzeczywistości?

Przerażała mnie bieda mieszkańców: cywilów i warunki, w jakich funkcjonowały dzieci. Kiedy jechaliśmy z pomocą humanitarną, miałam na sobie tonę ciepłych ubrań, a gdy przytulałam dzieci ubrane w przewiewne ubrania i klapki, dotykając ich policzków, to jakbym poczuła kostkę lodu. Podobne emocje były, gdy ubierałam dzieciom buty – płakały, bo miały jej pierwszy raz na nogach i to były przerażające chwile… Z tymi obrazkami zostałam do dziś.

Bałaś się już na miejscu, że możesz zginąć?

Głównie lękałam się o kolegów- żołnierzy, z którymi się zaprzyjaźniłam i zżyłam emocjonalnie. Po czasie mieliśmy do siebie już ogromne zaufanie i oni coraz więcej i chętniej zabierali mnie na patrole. Dużo opowiadali mi o sobie, że niebawem urodzą im się dzieci, ożenią się. Dlatego każda sytuacja alarmowa powodowała strach.

Ktoś bliski tobie zginął?

Jeden z kolegów ranny, został przewieziony do Polski i niestety zmarł w szpitalu. Druga sprawa była dość znana, bo zginął żołnierz z GROMU. To działało w dwie strony. Kiedy wyjeżdżałam na trudne akcje, to oni bali się o mnie.

Jak odreagowaliście stresy?

Rozmawialiśmy dużo o każdej sytuacji i dzięki temu oswajaliśmy ją.

Po drodze jeszcze otrzymałaś główną nagrodę w konkursie Silesia Press za reportaż o mężczyźnie zamkniętym na 11 lat w zakładzie psychiatrycznym z powodu pomówienia.

To jedna z nagród, która rzeczywiście miała dla mnie bardzo duże znaczenie bo docenili mnie mistrzowie dziennikarstwa i reportażu.
Trudno mi powiedzieć czy komuś akurat w tym przypadku pomogłam – to była bardzo skomplikowana sprawa i niejednoznaczna. To był reportaż, który emocjonalnie sporo mnie kosztował i w który zaangażowałam się całą sobą. To też była dla mnie wielka lekcja pokory i nauka tego jak ważne wsłuchanie się w drugiego człowieka. Ile więcej można wynieść z ludzkich historii gdy się przy nich zatrzymamy a nie próbujemy je w biegu uchwycić.

Teraz pracujesz w bezpiecznej strefie… w 13 Śląskiej Brygadzie Obrony Terytorialnej,  gdzie koordynujesz program pilotażowy Grup Poszukiwawczo-Ratowniczych z psami „GPR K9 WOT”.

Wprowadzam psy poszukiwawczo – ratownicze do wojska. Mój pies jest pierwszym ratownikiem w Wojsku Polskim. Jestem przewodnikiem dwóch psów, które zapoczątkowały zmiany, czyli wprowadzenie Grup Poszukiwawczo – Ratowniczych z psami w wojsku.  Cały czas uczę się tego jak szkolić psy i rozwijać. Zaczynałam pracę z nimi, jeszcze w cywilu, co było moją pasją. A ona wzięła się też z tego, że pracując jako dziennikarką, jeździłam na katastrofy górnicze, budowlane i komunikacyjne. Nigdy nie chciałam tylko relacjonować z boku, ale być w środku  wydarzeń i działać! Zawsze w każdej pracy staram się pomagać! Stąd wziął się pomysł, by wprowadzić psy do wojska i stworzyć grupy poszukiwawczo ratownicze.

Monika Krasińska, dziennikarka. W Polskim Radiu Katowice zajmowała się głównie górnictwem, katastrofami budowlanymi i obronnością, była korespondentką wojenną w Afganistanie. Dwa lata temu wspólnie z Hanną Bogoryją-Zakrzewską ze Studia Dokumentu i Reportażu Polskiego Radia otrzymała główną nagrodę w konkursie Silesia Press za reportaż o mężczyźnie zamkniętym na 11 lat w zakładzie psychiatrycznym z powodu pomówienia. W tym miesiącu  Monika Krasińska zakończyła pracę jako rzecznik prasowy 13 ŚBOT  i jako koordynator GPR K9 WOT w pełni poświęciła się tworzeniu Grup Poszukiwawczo Ratowniczych z psami w Wojsku Polskim. 

Reklama

Posted

in

by

Tags:

Comments

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Blog na WordPress.com.

%d blogerów lubi to: