Chór Dana -najbardziej popularny chór w historii chórów

Powróćmy jak za dawnych lat! Bawmy się w sylwestra z najsławniejszym przedwojennym zespołem – Chórem Dana! Michał Pieńkowski, filmograf, który interesuje się wszystkim, co jest związane z polskim show-biznesem lat międzywojennych – przypomina, co warto pamiętać o zespole.

W domu mieliśmy takie powiedzenie, jak się coś nieudało „niedobrze, panie Bobrze”, długo myślałam, że to z bajek Jana Brzechwy, a to tekst z piosenki Chóru Dana i to napisanej przez samego poetę Jerzego Jurandota, męża Stefani Grodzieńskiej. Sukces zespołu chyba opierał się w dużej mierze na tekstach piosenek, prawda?

MICHAŁ PIEŃKOWSKI: Nie do końca. Owszem, Chór Dana miał w repertuarze piosenki ze wspaniałymi tekstami, autorstwa takich mistrzów jak Julian Tuwim, Marian Hemar, czy właśnie Jerzy Jurandot, ale to nie teksty były najistotniejsze w tym rodzaju muzyki. Największym atutem tego rodzaju zespołów były głosy, a zwłaszcza aranżacja melodii na głosy.

Chór Dana (pierwotnie hiszp. Coro Argentino V. Dano) – polski zespół rewelersów założony w 1928 roku przez Władysława Daniłowskiego. Kim byli rewelersi i co warto o nich wiedzieć?

Określenie „chór rewelersów” pochodzi od nazwy amerykańskiego zespołu „The Revellers” – w połowie lat 20-tych stał się na tyle popularny, że pojawiły się liczne grupy naśladujące ich styl. W Europie taka moda zaczęła się wraz z pojawieniem się jazzu. Nazwa „chór” może być nieco myląca, bo nie chodziło o wieloosobowe chóry. Były to najczęściej kwartety lub kwintety, których każdy członek dysponował innym rodzajem głosu. Istotą chórów rewelersów było wykorzystywanie różnic pomiędzy głosami i żartobliwe aranżacje, a nieraz także dźwiękonaśladownictwo i imitowanie instrumentów.

Pierwszym repertuarem Chóru Dana były tanga śpiewane po hiszpańsku. Tango miało swój złoty czas przed wojną. Skąd taka popularność?

Moda bywa bardzo kapryśna i czasem ciężko powiedzieć skąd się wzięła. Tango dotarło do Polski niedługo przed I wojną światową. Potem odeszło w cień, bo w połowie lat dwudziestych nadeszła zupełnie nowa muzyka taneczna: jazz. Zawładnęły nami nowoczesne rytmy i tańce: shimmy, foxtrot, black-bottom czy charleston. Aż po kilku latach nieoczekiwanie i dużo intensywniej wróciła moda na tanga.

Chór Dana początkowo udawał zespół argentyński: występował pod egzotyczną nazwą „Coro Argentino V. Dano” i śpiewał po hiszpańsku. Z miejsca szturmem zdobył warszawską publiczność, nagrał pierwsze płyty, a po kilku miesiącach mógł się już „zdemaskować” i zaczął śpiewać po polsku, już jako Chór Dana. Zmienił także repertuar i zaczął wykonywać bardziej jazzowo-taneczne piosenki.

W Chórze Dana swoją karierę zaczynał Mieczysław Fogg i chyba tylko on przeżył wojnę i potem jeszcze śpiewał?

Zespół kilka razy zmieniał swój skład. Początkowo był kwintetem, a od 1931 roku do końca działalności – kwartetem. Mieczysław Fogg śpiewał w nim od początku. Bardzo szybko zdobył popularność także jako piosenkarz i śpiewał trochę solo, a trochę w zespole. W 1937 roku postanowił poświęcić się karierze solowej i opuścił Chór Dana, choć czasami gościnnie nadal z nim występował, np. w 1938 roku, z okazji dziesięciolecia działalności zespołu. Pierwszym solistą Chóru Dana był Wincenty Nowakowski – tenor „z łezką”, jak go określił Władysław Dan. Jego głos wspaniale nadawał się do sentymentalnych tang. Nagrał kilka solowych płyt. Opuścił Chór Dana w 1935 roku. Po wojnie nagrywał przyśpiewki ludowe. Drugim dość popularnych członkiem był Adam Wysocki, który dołączył do zespołu w 1931 roku. Był to wokalista ze Lwowa, niezwykle muzykalny, znakomicie czujący muzykę jazzową, a do tego obdarzony wspaniałym „muzycznym” poczuciem humoru. Dysponował bardzo charakterystycznym brzmieniem głosu, świetnie śpiewał mikstem, czyli imitacją głosu kobiecego, a do tego wspaniale naśladował instrumenty, m.in. gitarę czy trąbkę. W recenzji jednego z ich nagrań napisano „Pod koniec mamy efektowny duet wiolonczel. Ale tylko jedna jest prawdziwa. Drugą umiejętnie imituje głos śpiewaka z Chóru Dana” (Dotyczyło to piosenki „Wspomnij noce i sny”. Z ekranu na płytę. „Kino” 1931 nr 3 s 13.). Podobnie jak Mieczysław Fogg, Adam Wysocki również śpiewał solo, nagrał wiele płyt gramofonowych, ale nie opuścił chóru aż do wybuchu wojny. Po wojnie jeszcze czasem występował, ale nie cieszył się tak wielką sławą, jak Fogg. Jedynym członkiem, który śpiewał w zespole od początku do końca był bas Tadeusz Bogdanowicz.

Założyciel Chóru Dana, Władysław Dan, w czasie wojny wyemigrował do USA, gdzie założył nowy zespół wokalny pod tą samą nazwą, składający się z polonijnych piosenkarzy i kontynuujący tradycję, choć już w nieco inny, bardziej nowoczesny i bardziej amerykański sposób. Na początku lat 50-tych w Stanach Zjednoczonych, głównie za sprawą Polonii, niezwykle popularna stała się polka. Powstała jej lokalna, amerykańska odmiana, nazywana polką chicagowską. Władysław Dan wpasował się w tę modę i osiągnął kolejny niesłychany sukces. Założył wytwórnię płytową Dana-Records, która nagrywała głównie polki. Dziś trudno w to uwierzyć, ale w latach 50-tych wytwórnia Dana stała się jednym z wiodących producentów płyt w USA.

Zjeździli ponoć cały świat przed wojną. Co w nich takiego było dla zagranicznej publiczności, skoro miała swoich rewelersów, że chodzili na polskich?

Cały świat to przesada, ale rzeczywiście koncertowali w wielu krajach europejskich, a dwukrotnie odbyli tournee po Stanach Zjednoczonych. Do ich sukcesu przyczynił się bardzo wysoki poziom artystyczny i starannie dopracowana aranżacja na głosy. Poza tym mieli repertuar na tyle zróżnicowany, że bez problemu mogli nim wypełnić cały koncert. Nie ograniczali się tylko do muzyki jazzowej, czysto rozrywkowej, lecz wykonywali także poważniejszy repertuar: pieśni, transkrypcje arii operowych itd. Pod tym względem bardzo się wyróżniali, choć oczywiście szybko pojawili się ich naśladowcy.

Wydaje mi się, że w tamtych czasach publiczność, nie tylko polska, była po prostu ciekawa muzyki, dlatego występy zespołów zagranicznych były atrakcją i okazją do usłyszenia czegoś nowego, innego. Trzeba pamiętać, że muzyka nie była wtedy tak dostępna jak dzisiaj. Radio istniało dopiero od niedawna (pierwsza rozgłośnia w Polsce została uruchomiona w 1926 roku) i było towarem luksusowym, na który nie każdy mógł sobie pozwolić. Płyty gramofonowe również były bardzo drogie, choć w latach trzydziestych stawały się coraz bardziej dostępne także dla średnich warstw społeczeństwa. Dość częste były sytuacje, kiedy o jakimś artyście wiele się czytało, ale nigdy nie miało się okazji go usłyszeć. Kontakt z muzyką zagraniczną był mocno ograniczony, dlatego występy artystów z innych krajów cieszyły się zawsze dużym zainteresowaniem.

Dodatkowo na ich sukces mogło wpłynąć to, że podczas zagranicznych występów starali się zaśpiewać także coś w języku gospodarzy. Mieli w repertuarze nie tylko piosenki polskie, nie tylko amerykańskie czy niemieckie przeboje jazzowe, ale także np. tęskne piosenki rosyjskie. O ich popularności może świadczyć fakt, że nagrywali płyty nie tylko u nas, ale także w Niemczech, na Łotwie i w USA.

Jaką piosenkę z ich repertuaru lubisz najbardziej?

Śpiewali tak dużo i tak różnorodnych piosenek, że trudno wybrać jedną ulubioną. Ciekawa jest polska wersja szwedzkiego przeboju „Kann du vissla”, czyli po polsku „Czy umiesz gwizdać Joanno”, a zwłaszcza zabawna solówka Adama Wysockiego jako tytułowa Joann. Kwintesencją rewelersowego stylu jest piosenka „Telefony”, śpiewana przez Chór Dana w komedii „Wacuś”. Jest to właściwie parodia tego stylu: panowie nie tylko śpiewają tu różnymi głosami, ale każdy z nich śpiewa co innego: jest to zabawny montaż urywków rozmów telefonicznych czterech różnych osób. W słynnym przeboju „Tango milonga” możemy usłyszeć rzecz dość niezwykłą: śpiewanie na głosy, a także… gwizdanie na głosy! Do moich ulubionych na pewno należy tango „On nie powróci już” – to piosenka z 1929 roku, a więc z najwcześniejszego okresu działalności zespołu. Wprawdzie była to piosenka Stanisławy Nowickiej, ale w tamtych czasach bardzo częstym zjawiskiem było, że kiedy jakaś piosenka stawała się przebojem, różni wykonawcy włączali ją do swojego repertuaru.

Chór Dana był częścią Qui Pro Quo – teatrzyku działającego w Warszawie w latach 1919–1931. Jego siedzibą były podziemia Galerii Luxenburga przy ul. Senatorskiej 29. Teatrzyk skrystalizował styl warszawskiego kabaretu literackiego, był inspiracją nie tylko dla innych scen tego gatunku działających przed wojną, ale i tych zakładanych po 1945. Opowiesz coś więcej? Ciekawe też kim była publika tego teatrzyku i dlaczego po wojnie zniknęły te klimatyczne taneczne występy. Przez komunizm? Co w takim razie warto pamiętać o scenie rozrywkowej przedwojennej warszawy?

Qui pro quo był teatrem bardzo lubianym, ale raczej elitarnym. Widownia była nieduża, bilety dość drogie, więc nie każdy mógł sobie pozwolić na ich zakup, poza tym po prostu nie starczyło ich dla większej publiczności. W innych teatrach rewiowych stawiano raczej na widowisko (pełna rozmachu scenografia, efektowne kostiumy, girlsy, czyli żeńskie zespoły baletowe) i muzykę taneczną. Na tym tle Qui pro quo się wyróżniało, dużą wagę przywiązywano do poziomu literackiego i satyry politycznej, można więc powiedzieć, że była to rozrywka raczej inteligencka. Teksty pisali tacy mistrzowie jak Julian Tuwim czy Marian Hemar, a więc najwyższa liga. Owszem tańca nie mogło zabraknąć, ale był to taniec bardziej artystyczny niż widowiskowy.

Po wojnie jeszcze przez pewien czas próbowano organizować podobne widowiska, ale gust publiczności nieco się zmienił, a przede wszystkim zmieniły się czasy. W powojennej sytuacji satyra polityczna nie była dobrze widziana. Trzeba było z nią bardzo uważać, bo nowa władza nie lubiła, kiedy się z niej dowcipkowało. W latach dwudziestych politycy, z których żartowano w Qui pro quo, bardzo chętnie przychodzili na te występy i razem z publicznością śmiali się z siebie samych. Zdarzało się nawet, że sami podsuwali dyrekcji i autorom pomysły na zabawne skecze i satyryczne scenki. Po wojnie wszystko się zmieniło. Powstawały jednak dobre kabarety i teatry rewiowe, jak Syrena, czy nieco później Wagabunda. Owszem, różniły się od tych przedwojennych, ale w końcu sztuka też musi iść z duchem czasu.

Wróćmy do początków Chóru Dana. Jako chórek towarzyszyli takim artystom, jak: Adolf Dymsza, Stefcia Górska, Hanka Ordonówna, Zula Pogorzelska. Wystąpił też w wielu polskich filmach przedwojennych.

We wczesnym okresie swojej działalności Chór Dana rzeczywiście towarzyszył niektórym artystom, przede wszystkim tym związanym z Qui pro quo. Taka była konstrukcja przedstawień w tym teatrze. Rzadko zdarzało się, żeby solista po prostu śpiewał piosenkę. Zwykle towarzyszyła temu jakaś oprawa: odpowiednia scenografia, grupa taneczna, inni wokaliści, którzy śpiewali wspólnie z solistą. Poza tym nieraz piosenka była częścią jakiejś większej całości, tzw. obrazu, czyli np. dłużeszej scenki, czy skeczu, w którym piosenka była punktem kulminacyjnym. W takim obrazie brali udział także inni artyści, między innymi Chór Dana. Niektóre z pomysłów inscenizacyjnych były tak trafione, że na płytach gramofonowych utrwalano je w podobnym wykonaniu, jak na scenie.

Było jeszcze coś. Owszem, Chór Dana z miejsca podbił serca publiczności, ale jeden sukces czy drugi jeszcze nie przesądzał o ich randze i pozycji w zakulisowym świecie artystycznym. Dla gwiazd Qui pro quo nadal był to tylko początkujący zespół, w dodatku złożony z amatorów, więc traktowano go nieco „gorzej”. Przykładowo jeszcze na początku 1932 roku nie pozwolono Mieczysławowi Foggowi na zaśpiewanie solo piosenki „Melodia”. Argumentowano, że nie ma on „papierów” na artystę, więc nie może jako solista stanowić osobnego punktu w programie rewiowym. Dzięki życzliwości kolegów z Chóru Dana występ odbył się tak, że Fogg zaśpiewał właściwie sam, a pozostali członkowie tylko delikatnie nucili w tle. Był to sprytny wybieg, ale wszystko było zgodnie z przepisami i wymogami: wykonawcami był cały zespół. Tak narodził się pierwszy wielki przebój Mieczysława Fogga. Po pewnym czasie Chór Dana zyskał taką renomę, że występował z własnymi koncertami, więc po prostu nie wypadało robić za tło dla innych artystów.

Chór Dana – to był najbardziej popularny chór w historii chórów. Takiego drugiego chyba nie mamy?

Nie mamy, chociaż mieliśmy wiele naśladownictw. Kiedy Chór Dana osiągnął sukces, pojawiły się kolejne, które starały się podrobić ich styl. Do najpopularniejszych należały Chór Juranda, oraz lwowski Chór Eryana, ale były też inne: Chór Warsa, Chór Wiehlera, Chór Wesołej Lwowskiej Świetlicy Żołnierskiej itd. W 1933 powstał nawet żeński odpowiednik: zespół Te Cztery.

Chór Dana był na prawdę dobry, nawet na tle innych światowych zespołów. W 1936 roku w drodze do USA, na pokładzie transatlantyku spotkali się z Mills Brothers – najsłynniejszym zespołem amerykańskim. Na prośbę kapitana urządzili wspólny koncert-turniej. Publiczności bardziej przypadł do gustu zespół z Polski. Wiadomo, że Chór Dana zdubbingował wszystkie piosenki śpiewane przez krasnoludki w legendarnej disneyowskiej „Królewnie Śnieżce”. Film ten został zdubbingowany w wielu językach, ale podobno nawet sam Walt Disney przyznał, że spośród wszystkich krasnoludków najbardziej podobały mu się te polskie.

Po wojnie były nowe zespoły rewellersów: Cztery Asy, reaktywowany przedwojenny Chór Eryana, czy najpopularniejszy: Chór Czejanda. Były też żeńskie tercety, jak Siostry Do-Re-Mi, Nas-Troje czy Siostry Triola. Ale to właśnie Chór Dana przeszedł do legendy jako pierwszy tego typu zespół w Polsce.

Michał Pieńkowski: Filmograf. Interesuje się wszystkim, co jest związane z polskim show-biznesem lat międzywojennych: kabaretem, fonografią, kinematografią i radiem. Jest konsultantem filmów i książek z tych dziedzin. Na co dzień pracuje w Filmotece Narodowej– Instytutcie Audiowizualnym, gdzie opracowuje i dokumentuje przedwojenny zbiór filmowy, a także bierze udział w rekonstrukcji cyfrowej przedwojennych filmów fabularnych. Naukowo zajmuje się historią polskiej fonografii. Prowadzi wykłady, prelekcje i spotkania poświęcone przedwojennemu kinu polskiemu.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: