Polka w Hollywood! Jak tam uczą aktorstwa?

Ewelina Zawada, młoda aktorka, która jako pierwsza Polka dostała stypendium, dzięki któremu może kontynuować studia aktorskie w Hollywood. Opowiada m.in. o życiu w mieście aniołów, gdzie niektórzy zostawiają swoje plany filmowe na ulicy i swoim podobieństwie do Meryl Streep.

Swoje marzenia Ewelina może realizować dzięki stypendium programu Fulbright, który przez wielu uznawany jest za jeden z najbardziej prestiżowych, z reputacją daleko wykraczającą poza środowisko akademickie. Wśród Fulbrighterów jest 59 laureatów Nagrody Nobla, 90 laureatów Nagrody Pulitzera, 33 Przywódców państw. Z polskich artystów, związanych z jej branżą – przed Eweliną, stypendium dostał reżyser, Juliusz Machulski,  Jakub Józef Orliński – śpiewak operowy i inni, ale nie było wśród nich aktorów. Ewelina jest pierwszą aktorką z takim wyróżnieniem.

Jak to się stało, że postanowiłaś zawalczyć o stypendium?

Z połączenia pasji i kryzysu. Na IV roku w Akademii Teatralnej, kiedy edukacja zbliża się ku końcowi i trzeba pomyśleć, co dalej, kryzys przechodzi wielu młodych aktorów i aktorek. Nie byłam wyjątkiem. Wiedziałam jedno, że chcę nadal się rozwijać, a najbardziej boję się zastoju i utraty miłości do zawodu. Poczucie bezpieczeństwa nie było i nie jest obecnie moim priorytetem.

W trakcie przerwy semestralnej, którą spędzałam w rodzinnym domu, winkowałam z mamą i swoje rozterki przepijałam kolejną lampką wina, płacząc, że nie wiem, co powinnam dalej robić, jak poprowadzić swoją karierę, jak przebić szklany sufit, jak być artystką, która zarabia na swoje utrzymanie, a jednocześnie jest częścią ambitnych projektów. Wtedy moja ludzka poduszka, w którą dosłownie wsiąkałam, moja mama, zadała bardzo ważne pytanie, które (pora na patos) odmieniło moje życie.

„Ewelinko, spełniłeś swoje marzenie, kończysz studia aktorskie i to tylko kwestia, o czym teraz marzysz? Dokonałaś tego, możesz być z siebie dumna!”

Bardzo szybko odpowiedziałam, w sumie bez zastanowienia, że chcę studiować dalej aktorstwo w Stanach.

Co napisałaś szczególnego we wniosku, że dostałaś stypendium?

Jeszcze przed rozpoczęciem studiów aktorskich prowadziłam zajęcia teatralne dla dzieci, a potem przez całe studia miałam kontakt z edukacją. Od zawsze wiedziałam, że w przyszłości chcę zajmować się nie tylko aktorstwem, ale planuję zostać profesorką (śmiech!) i uczyć innych zawodu. To właśnie napisałam we wniosku stypendialnym, że chcę porównać edukację polską i amerykańską.

Poza robotą papierkową, spotkaniami – musiałaś też zdać egzamin wstępny na amerykańską uczelnię. Ciekawe, jaki repertuar przygotowałaś?

Musiałam przygotować monolog klasyczny, współczesny oraz jeden dowolny. Wybrałam tekst Hermione z “The Winter’s Tale” Williama Shakespeare oraz monolog Viktorya z “The Snow Geese” Sharr White. Moim dodatkowym tekstem był komediowy monolog z “Bombshells” Joanna Murray-Smith, postać Theresa.

Za co lubisz amerykańskich aktorów?

Najlepsi mają w sobie prawdę. Oni nie grają, ale po prostu… SĄ na scenie teatru czy w filmie. Wybierając Stany chciałam poznać, jak oni to robią.

Udało się?

Zacznę od tego, że w szkole panują zupełnie inne zasady niż w Polsce. Jest bardzo partnersko. Nie mówię do żadnego – panie profesorze, ale jesteśmy na ty. Bez względu na to jakie mają doświadczenie! Przyznaję, że dzięki wykształceniu, jakie zdobyłam w Polsce, jestem jedną z najlepszych studentek na roku.

W Stanach nie ma tendencji do podcinania studentom skrzydeł, wprost przeciwnie – niektórzy otwarcie mówią, że chcą się, na przykład nauczyć ode mnie pracy z lalką (Ewelina skończyła w Polsce wydział lalkarski). Amerykański nauczyciel traktuje uczniów, jako swoich przyszłych partnerów, z którymi po szkole może pracować. Traktują nas networkingowo, czyli wiedzą, że z każdej znajomości może wyjść jakieś ciekawy projekt za kilka lat. Uczą nas w szkole aktorskiej nie tylko warsztatu, ale pisania scenariuszy, bycia reżyserem czy producentem. Po zakończeniu uczelni, nie wiadomo, jakie drzwi się przed nami otworzą, więc trzeba być przygotowanym. Na dyplom chcę wyreżyserować swój film i w nim zagrać.

Czego jeszcze się nauczyłaś?

Nie bać się mówić o swoich sukcesach! Bo skąd inni mają się dowiedzieć o nich, jeśli o nich nie wspominasz. Cały czas namawiają nas do tworzenia własnych projektów. Uczą tak, byśmy mogli kiedyś przekazać innym swoją wiedzę. Mnóstwo piszę esejów naukowych, bym widziała, co z czego wynika. W Polsce często profesor przekazuje studentom swoją własną technikę.

I gra się tak, jak on…

Nie chcę generalizować. Są tacy, którzy poprowadzą cię tak, by wyciągnąć z ciebie twoją osobowość, a inni… próbują, byś mówił, grał na ich „melodię”.

Z urody bardzo przypominasz Meryl Streep i Julian Moore. To atut w Stanach?

Jestem naturalnym rudzielcem z białą twarzą, białe brwi i rzęsy, zamiast rudych, co jest nie spotykane w Ameryce. Pielęgnuję swoje blade lico używając najwyższych filtrów (śmiech!). Tu wszyscy kochają Meryl Streep, więc nigdy jej nie za dużo. Wiem, że ma córki aktorki, a  ja mam akcent…

Pomaga w zdobyciu ról?

Może zacznę od tego, że ile Stanów, tyle akcentów. Dodatkowo, jeśli weźmie się pod uwagę liczbę nacji obecnych w każdym z nich, to wyjdzie nam jakaś kosmiczna wartość. 

Prawda jest taka, że amerykańskie produkcje bardzo często są zakłamane i zazwyczaj słyszymy tylko “czysty amerykański”. Nijak ma się to do rzeczywistości. Całe szczęście powoli się to zmienia i hollywoodzki rynek otwiera się na świat. Zapewne dzięki takim platformom jak Netflix, który wykonał dla nas obcokrajowców, aspirujących do robienia kariery nie tylko w rodzimych środowiskach, kawał roboty.

Czujesz presję, żeby zrobić karierę, skoro już tam jesteś…

Czułam, ale przede wszystkim musiałam przepracować to w sobie, bo jestem bardzo wymagająca wobec siebie. Nie jestem taka wobec uczniów, których nadal uczę online, ale dla siebie potrafię być wiedźmą.  Chciałabym na pewno grać!

W kinie czy teatrze?

Nie chcę wybierać. Moi amerykańscy nauczyciele mówią, że jak się chce robić sztukę to trzeba iść do teatru, a zarabia się w kinie. Ale w szkole uczą nas realnego podejścia do zawodu bez względu na miejsce. Mówią, że możemy przez całe życie grać… przyjaciół wielkich gwiazd, a nie wielkie role. To jest super, bo z takim podejściem możesz zarobić wielkie pieniądze też w teatrze, grając u boku Meryl Streep.

Mieszkasz w L.A mieście marzycieli. Mieście, które słynie z ogromnej ilości niedoszłych aktorów, którzy stali się bezdomnymi…

Tak, nauczyciele mówią, że jak reżyserzy szukają aktorów, którzy zagrać mają bezdomnych, to wystarczy przejechać się ulicami i zawsze się ktoś znajdzie. To jest bardzo smutny temat. Polscy bezdomni to jest klasa wyżej, niż tutejsi. Tu obok ekskluzywnych aut, stoją namioty, gdzie mieszkają ludzie, często z rozwalonymi głowami, potrafią nago biegać po ulicy i krzyczeć z nożem w ręku. Dlatego po Los Angeles się głównie jeździ, a nie chodzi po ulicach.

Jak spędzasz wolny czas?

Staram się jak najwięcej zobaczyć, jeżdżę po Stanach, ale też spędzam czas na plaży i surfuję. Lubię też jechać nad ocean z książką i patrzeć na wodę… Jestem tu szczęśliwa. Cieszę się z tego, co mam i z nadzieją patrzę w przyszłość.

Ewelina Zawada:  aktorka teatralna, filmowa, dubbingowa oraz instruktorka aktorstwa. W marcu 2020 roku obroniła pracę magisterską, tym samym uzyskując tytuł absolwentki Akademii Teatralnej w Warszawie Filia w Białymstoku, Wydział Sztuki Lalkarskiej, kierunek Aktorstwo. Więcej o niej: ewelinazawada.com

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: