Dasza opuściła Ukrainę, ratując trzy psy

Historia Daszy zaczęła się 23 lutego, kiedy zdecydowała się adoptować trzeciego psa ze schroniska, by znaleźć mu nowego właściciela. Ale następnego dnia zaczęła się wojna, więc plany się zmieniły…

Pochodzę z Kijowa, przez pierwsze dwa tygodnie wojny z powodu ciągłych alarmów bombowych wspólnie z psami biegaliśmy z piwnicy na korytarz i z powrotem (śmiech).

W trzecim tygodni wydarzeń, podjęłam decyzję, że bombardowanie mojej dzielnicy to tylko kwestia czasu, dlatego trzeba opuścić Kijów, zanim będzie za późno.

Kiedy spakowała plecak okazało się, że waży 23 kilogramy, z  czego 10 kg to była karma dla psów. Pakując się, myślałam, że znalezienie jedzenia w obcym kraju będzie zbyt trudne, a poza tym, nie wiedziałam, ile zajmie nam droga.

Z Kijowa do Lwowa pojechaliśmy samochodem ze znajomymi, więc nie było problemów. We Lwowie musiałam zostać kilka dni, żeby czekać na koleżankę z jej psem, z którą mieliśmy przekroczyć granicę. Miałam szczęście, bo mojego tweet’a o tym, że szukam domu w zatłoczonym Lwowie w trzecim tygodniu wojny z trzema innymi psami, zobaczyła zupełnie obca dziewczyna i zostawił nam swoje mieszkanie za darmo.

Do przejścia granicznego (dwie i pół godziny od Lwowa) dotarliśmy rano pieszo. Były nas trzy osoby i cztery psy. Przejście zajęło nam 15 minut. Pieski nie były proszone o żadne dokumenty, na granicy kilka razy oferowano nam darmową karmę. Kiedy pracownicy dowiedzieli się, że psy nie są zaczipowane, wystawili nam książeczkę z bezpłatnymi miejscami szczepień.

Z granicy zostaliśmy zabrani do małej miejscowości, gdzie zostaliśmy na noc. Przydzielono nam mały pokój, w którym byliśmy tylko my. Pewnie dzięki psom, bo pozostałe osoby były w dużych salach 30-40 osób. Ciągle ktoś oferował zwierzętom jedzenie/wodę, pytał, jak się mają i czy wszystko jest w porządku.

Następnego ranka pojechaliśmy pociągiem do Warszawy. Podróż trwała około 8 godzin. A z Warszawy mieliśmy jechać pociągiem do Berlina, ale tego dnia nie było już biletów. Gdy staliśmy na dworcu i myśleliśmy, gdzie się zatrzymamy na noc –  nieustannie podchodzili do nas wolontariusze. Dziękowali nam za wywiezienie psów, dziesiątki razy oferowali darmową karmę. Pytali czy można pogłaskać psy i robili nam zdjęcia.  

Mieliśmy szczęście, bo na dworcu w Warszawie spotkaliśmy  zakonnicę, która zaoferowała nam i naszym psom darmowe nocne schronienie. Ale okazało się, że podeszła do nas dziewczyna, która powiedziała, że jej znajomi zbierają grupę ludzi, których zawiozą do Berlina.

I tak dotarliśmy w bezpieczne miejsce.

Uważa, że poza szczęśliwymi zbiegami okoliczności, ludzie, którzy do nas podchodzili i oferowali swoją pomoc dzięki temu, że byliśmy z psami. Gdyby nie nasze zwierzęta, byłoby to o wiele trudniejsze.

Aha… przy okazji… trzeci pies, którego przygarnęłam dzień przed wybuchem wojny, znalazł już nowego właściciela w Berlinie. Zabrała, którą go zaadoptowała jest też z Ukrainy i marzyła o uratowaniu psa z ojczystego kraju.

Wierzymy i czekamy na zwycięstwo. Chwała Ukrainie! 💛💙

Historię Daszy opowiedział Fundusz Charytatywny Happy Paw, który ratuje zwierzęta na Ukrainie. To kijowską organizację pozarządową. Zbierają datki i informują o tym, co robią. https://www.facebook.com/HappyPawFund

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: