
Maciej Musiał – skrzypek, muzyk Filharmonii Szczecińskiej – opowiada o graniu pod presją kamer, tremie, stresie i wzruszeniach podczas koncertów.
Od czasów pandemii grasz pod ostrzałem kamer. Jak się w tym odnajdujesz?
Na początku było strasznie dziwnie i… smutno. Grało się do kamer, a nie ludzi, którzy byli, ale po drugiej stronie obrazu. A od najmłodszych lat edukacji muzycznej byłem uczony, że gram dla ludzi i jest to dla mnie najfajniejsze.
Teraz bez kamer ani rusz… ciągle latają w czasie koncertu nad głowami.
Przed pandemią kamery towarzyszyły nam od czasu do czasu. W sumie już się przyzwyczaiłem, bo koncerty streamingowe gram bardzo często. Wystąpiłem też z Orkiestrą Filharmonii w nowym serialu „Odwilż”, w kilku pierwszych scenach! Wygląda na to, że kamery są już stałym elementem w moim życiu zawodowym.
Grasz w orkiestrze, nie myślałeś o karierze solowej?
(śmiech) Trudne pytanie. Solistami zostają muzycy wybitni, którzy całe życie poświęcają instrumentowi, by stać się wirtuozami. To wymaga ogromnych poświęceń i jest jakby funkcjonowaniem na innej planecie.
Bycie kosmitą może być fajne…
Przede wszystkim wirtuoz to osoba, która stanowi jedność z instrumentem. Podziwiam ludzi, którzy grają tak, jakby skrzypce były przedłużeniem ich organizmu. Myślę tu o Konstantym Kulce, ale też o muzykach z młodego pokolenia: Januszu Wawrowskim, Bartłomieju Niziole i wielu innych! Oczywiście, jako dziecko miałem marzenia, by być solistą, ale szybko konkursy je zweryfikowały.
Dlaczego?
Pochodzę z małej miejscowości. Wyjeżdżając na konkursy, już jako 12-latek zorientowałem się, że są osoby lepsze ode mnie. Dość szybko pojawiła się ta świadomość.
Dobra, dobra… ale obecnie grasz w jednej z najlepszych orkiestr!
Od 2009 r. jestem związany z Filharmonią Szczecińską i bardzo to cenię, bo mam mnóstwo znajomych, którzy o tym marzą. Na przesłuchanie do orkiestry startuje 15 osób na jedno miejsce. Rynek muzyczny jest mały, a ludzi, którzy kończą studia stosunkowo dużo.
Muzyka to praca czy nadal pasja?
Pasja i praca. Jak gramy coś fajnego to idę do pracy z dużą przyjemnością. Lubię to, co robię, choć oczywiście wiele rzeczy mnie w niej wkurza.
Codziennie chodzisz na próby?
Tak. Odbywają się rano, czasem też wieczorem, a często i w weekendy. Każdy muzyk dostaje nuty do planowanych koncertów i musi ćwiczyć w domu. Po kilku dniach zaczynamy próby z dyrygentem oraz całą orkiestrą, by scalić utwór. Każdego dnia pracujemy co najmniej 4 godziny. Czasem gramy utwór w całości, a zdarza się, że dłubiemy w trudniejszych momentach przez całą próbę.
Dużo energii potrzeba?
Przede wszystkim trzeba wysiedzieć przez ten czas w mało wygodnej pozycji, przy dużym obciążeniu psychicznym. Przez cztery godziny czytasz nuty i grasz w dużym skupieniu.
Plecy bolą?
Pozycja, w której siedzę, jest mało przyjazna układowi kostno-szkieletowemu. Muszę dbać o zdrowie, bo był taki czas, że chodziłem po lekarzach. Okazało się, że w odcinku szyjnym mam takie zwyrodnienia, które są typowe dla ludzi grających na skrzypcach, ale… w wieku 70 plus.
Oglądałam jakiś czas temu film dokumentalny o dyrygencie Jerzym Maksymiuku. Super, ale chyba praca z taką osobowością bywa trudna…
Film trwał godzinę, a pomyśl sobie, że masz taki kosmos w pracy codziennie. Bywa, że jak ktoś sobie nie radzi, to mistrz potrafi go pokazać palcem, co wcale nie jest przyjemne, lecz bardzo stresujące.
Dyrygent to szef…
To ktoś — kto stoi naprzeciw orkiestry i ma swoje oczekiwania w stosunku do muzyków. Już na starcie jest w ciężkiej sytuacji, bo ma przed sobą ponad 100 osób, z których większość ma swoje wizje i jakoś musi się w tym odnaleźć… (śmiech)! Ciężkie zadanie. Nie zazdroszczę. Do tego trzeba mieć niesamowitą wiedzę, być sprawnym fizycznie i posiadać umiejętności dyplomatyczne, a równocześnie być dobrym psychologiem.
Orkiestra to nie jedna drużyna, gdzie wszyscy grają do tej samej bramki?
Oczywiście, że jest współzawodnictwo. Gram w grupie: pierwszych skrzypiec. Jest nas 17 osób – każdy ma swoje ambicje…
To chyba nie masz kolegów w zespole?
Mam. Jestem osobą, która zna swoje miejsce, słabości i możliwości. Nie jestem zazdrosny, patrzę na siebie i robię swoje… Gram!
Stresujesz się na próbach?
Bardziej na koncertach. Występom zawsze towarzyszy stres i trema. Dlatego przed nimi staram się zdrzemnąć i zjeść porządny posiłek. To powoduje, że jestem skoncentrowany i mam siłę, by wyjść na scenę i zagrać!
Łatwiej długie koncerty czy krótkie?
Czasem krótki jest bardziej wykańczający niż długi. Wszystko zależy od tego, co gram. Są utwory — krótkie, ale trudne technicznie i interpretacyjnie. Na przykład muzyka Ryszarda Straussa jest szalenie wymagająca czy ostatnio bardzo ciężkim graniem było „West Side Story” Leonarda Bernsteina.
Zdarza ci się wzruszyć w czasie koncertu? I odlecieć w swój świat?
O jasne! Bardzo często przeżywam utwory, ale to, co odczuwam w środku, a to, co jest w nutach to dwa inne światy. Nie odlatuję, bo zawsze jestem świadomy swojego zadania – po prostu gram z nut, a co czuję, to czuję. Na tym polega profesjonalizm.
Po koncertach spacerujesz z pieskiem po parku. Sposób na odreagowanie?
Tak też bywa (śmiech)! Przeważnie po piątkowych występach jestem tak zmęczony, że wyjście z psem to moje maksimum możliwości. Bywa, że człowiek jest podkręcony emocjonalnie, ale nie ma sił na działanie.
W domu odstawiasz skrzypce i siadasz do pianina. Relaks?
Lubię to (śmiech), choć jestem mizerny na nim. Gram kilka najprostszych utworów m.in. Chopina, Beethovena, Holsta. Tak sobie plumkam…
Ulubiony kompozytor?
To mało polityczne obecnie, ale strasznie lubię rosyjskich. Szostakowicza, Czajkowskiego, Rachmaninowa. Z polskich Mieczysława Karłowicza, Pawła Łukaszewskiego, Mikołaja Góreckiego (syna sławnego Henryka Mikołaja Góreckiego).
A właściwie to dlaczego wybrałeś skrzypce?
Do szkoły muzycznej zostałem zapisany na gitarę. Po dwóch tygodniach przyszła nauczycielka skrzypiec i zapytała, czy ktoś z klasy nie chciałby się przepisać na skrzypce. Zgłosiłem się i tak już zostało. Od tego momentu chciałem zostać skrzypkiem i grać w filharmonii.
Maciej Musiał (1985 r.) — I skrzypce Filharmonii Szczecińskiej. Nauczyciel skrzypiec w: Zespole Szkół Muzycznych im. Feliksa Nowowiejskiego w Szczecinie, związany z Orkiestrą Camerata Stargard.
Skomentuj