
Bycie stewardesą w Polsce Ludowej to praca po dwanaście godzin na dobę przez cały miesiąc, konieczność radzenia sobie ze zmęczeniem i z trudnymi pasażerami. Codzienne wybory, czy dorobić, czyli przemycić… podpaski, a może uciec z Polski? Co najgorsze… latające dziewczyny były pomiatane. Poza tym nie robiono im żadnych szkoleń dlatego, że były płci żeńskiej.
W PRL-u hasło stewardesy przywoływało w pamięci: atrakcyjne dziewczęta, nieźle zarabiające i przewożące pełne walizki towarów, których na polskich półkach brakowało. To prawda, dziewczyny były wyróżnione, bo na wyciągnięcie ręki miały to, o czym miliony Polaków mogły tylko marzyć. One same nie zaprzeczają, że żyły inaczej niż większość, ale… Nie była to łatwa praca, oj nie była…
19 maja 1963 r. magazyn „Świat” publikuje reportaż z lotów próbnych
Czytelnik dowiaduje się, że „Kiedy maszyna brykała, panienki w mundurach biegały po kabinie, roznosząc szklaneczki z wodą i kanapki, czyli po prostu pracując. Ich zachowanie w godzinie niedoli było bacznie obserwowane przez panów profesorów, stawiających stopnie. O produkcji ubocznej tych zajęć nie wspominamy, ale wstydu nie ma. Nasz fotograf jednak uroczyście zapewnia, że żadna z panienek nie splamiła munduru”.
Panienki? Dlaczego ani razu nie użyto w materiale nazwy zawodu: stewardesy. Brak szacunku, powszechna zgoda na takie traktowanie kobiet?
– Teraz to by się nie zdarzyło, ale w komunizmie wszystko było możliwe – mówi Irmina Oleszyńska, która była stewardesą w PRL-u i nawet zagrała epizod w filmie „Kochaj albo rzuć”. To ona w jednej z ostatnich scen częstuje cukierkami wracających ze Stanów Kargula i Pawlaka.
Linie Lotnicze LOT powstają 27 grudnia 1928
Dysponują 15 czteromiejscowymi samolotami Junkers F-13 przejętymi od Aerolotu i sześcioma ośmiomiejscowymi samolotami Fokker F-VIIA/1M zakupionymi przez Aero, a także przeszkoloną kadrą pracowników z zamkniętych linii. Pojawia się też znak graficzny: żuraw w locie, zaprojektowany przez plastyka — Tadeusza Gronowskiego. Wraz z rozwojem przedsiębiorstwa rośnie jego załoga. W 1929 r. zatrudniają około dwustu pięćdziesięciu osób: dziewiętnaście to personel latający, pozostali – obsługa naziemna. Dziesięć lat później w Locie pracują już 694 osoby, w tym sześćdziesiąt to personel latający. Nie ma wśród nich stewardes…
„Jeśli nie zostanę gwiazdą filmową, to przynajmniej stewardesą”
To tyle z marzeń. Tak właśnie wyobrażało sobie ten zawód wiele dziewcząt.
„Uśmiech na twarzy, dobrze skrojony mundurek i beztroskie podróże zagraniczne” – mówił lektor kroniki filmowej.
Anna Sulińska autorka książki o stewardesach w PRL-u pt. „Wniebowzięte”, przejrzała tysiące magazynów i czasopism z czasów Polski Ludowej, by znaleźć informacje o rekrutacji na te stanowiska. Efekt? Ogłoszeń w prasie o tym, że LOT poszukuje stewardes brak. Tylko „Skrzydlata Polska” tak pisze o rekrutacji, ale materiał pojawił się już po jej zakończeniu.
„Tym razem nie prowadzono szerokiej reklamy – po prostu rozpatrzono podania, napływające do działu kadr i szkoleń LOT-u, a także nawiązano kontakt z kierownictwem szkoły hotelarskiej dla absolwentów liceów. Przeprowadzono rozmowy z przeszło 20 kandydatkami, z których 18 stanęło do egzaminów językowych. Dwanaście wykazało niezłe przygotowanie lingwistyczne, pozostałe, słabsze, zatrudnione zostaną na Okęciu, jako stewardesy naziemne”.
Cicha, uśmiechnięta, nienarzucająca się…
Co jeszcze wymagano od „latających dziewczyn” zgodnie z obowiązującymi zasadami w PRL-u. Miały zaopiekować się pasażerami, zadbać o pilotów, odegrać swoją rolę. Tak samo ubrane, tak samo uczesane, od linijki uśmiechnięte, są dla pasażerów plastrem na wszelkie dolegliwości. Pomocne, ale niewidzialne jako jednostki.
A co z bezpieczeństwem stewardes, szkoleniami, które powinny zagwarantować im choć minimum komfortu w pracy?
„Żyją przecież w czasach ogromnego rozwoju techniki, żyją w kraju, gdzie kobieta ma równe z mężczyzną prawa. A tymczasem sprawa szkolenia lotniczego dziewcząt nie jest u nas, mówiąc delikatnie, godna pozazdroszczenia. Od dwóch lat w zasadzie nie szkoli się już dziewcząt”. („Skrzydlata Polska”, 1962 r.)
Dotknąć pani w mundurze na szczęście
Stewardesy były pierwszą grupą pracowników pokładowych, która otrzymała jednolite umundurowanie. Kiedy stewardesa jechała do pracy autobusem w mundurze, matki, czy babcie zachęcały dzieci, aby „dotknęły pani, bo wtedy będą miały szczęście”. Uniformy były podobne do tych noszonych przez osobistości marynarskie w Wielkiej Brytanii. Dlatego Anglicy salutowali, kiedy polskie stewardesy chodziły po ulicach Londynu.
Latające dziewczyny po latach zdania o mundurach mają podzielone. Jedne krytykują kolorowe sukienki, które pojawiły się w latach 70., inne były nimi zachwycone. Jedne bardzo źle wspominają nieprzepuszczające powietrza materiały. Podobno wynikało to z tego, że ktoś, kto jej zaprojektował, nie miał pojęcia o lataniu.
„Tak zwane kierownictwo główne zawsze miało jakiegoś projektanta, który już zorganizował materiał, kolor i krój. Była też narzucona firma, która szyje. Oglądałyśmy kilka propozycji na modelkach i musiałyśmy wybrać. Pamiętam mundurki, które wyglądały jak więzienne. W drobniutkie biało-niebieskie paski, z czapeczką. Myśmy tego nienawidziły. Do żakietów była spódnica, która miała szeroki pasek pod biust, więc osoby z brzuszkiem wyglądały koszmarnie”.
Co było najgorsze w zawodzie stewardesy:
— Testy sprawnościowe w czasie rekrutacji. Kręcono kandydatkami na tzw. krześle Baraniego kilkanaście razy w prawo i w lewo, a potem kazano im przejść prosto po pokoju. Gdy przechodziły dalej i brały udział w testach pokładowych, piloci specjalnie wykonywali takie manewry, aby dziewczyny traciły równowagę, przewracały się.
— Nikt nie uczył latających dziewczyn, przykładowo udzielania pierwszej pomocy czy radzenia sobie w sytuacji, kiedy w czasie lotu zmarł pacjent. W instrukcji nie napisano, co robić w takich wypadkach. Co zrobiły stewardesy w czasach Polski Ludowej? Zablokowały jedną z toalet i wsadziły tam ciało. Niestety… toalety były nieduże, więc po wylądowaniu nie mogły go z niej wyjąć.
— Pasażerowie traktowali je jak kelnerki, piloci nazywali „panienkami” albo „dziewczynkami”. Po locie zapraszali je na wódkę, bo to był ich sposób na odstresowanie. Pasażerowie wchodzili już rozbawieni na pokład, bo byli już na wakacjach. Domagali się, by ich nastrój natychmiast udzielił się załodze. Płacili za bilet, więc mogli wymagać: specjalnej uwagi, wykwintnego serwisu, troski i opieki.
— Stewardesy musiały same ustawiać skrzynie z Baltoną, czyli towarami, które sprzedawało się na pokładzie, inaczej do startu, inaczej do lądowania. Taka skrzynia ważyła ok. 40 kg.
— Najgorszy był całkowity brak szacunku dla kobiet wykonujących ten zawód. Kiedy się wywalały, przelatywały między fotelami, bo przecież nie miały żadnego szkolenia jak się poruszać po samolocie.
Pozytywne zakończenie tego artykułu
Żeby nie było, że w PRL-u można było odnaleźć sam tragizm w zawodzie stewardesy… Były i korzyści z pracy. Można przypuszczać, że chodzi o… zakupy towarów, o których w kraju można było tylko pomarzyć. A były to dość przyziemne zakupy jak na drogę, którą dolatywały do Polski. Podpaski.
„Podpaski się kupowało, bo w Polsce nie było. Pudła podpasek woziłam. Wymieniałyśmy się podpaskami, dyskutowałyśmy, które są lepsze, obdarowywałyśmy znajome podpaskami. Podpaski to był luksus„.
Stewardesy robiły zakupy w mieście, do którego leciały, bo było tam taniej niż na lotnisku. Wiadomo było, co gdzie kupować. Kosmetyki Max Factora i kawę nescę w Londynie, buty i złoto w Kairze. Pieniądze wymieniały w Wiedniu. W Brukseli było strasznie drogo, więc tam nie wychodziły w miasto, za to we Frankfurcie zaopatrywały krewnych i znajomych z Polski… w leki.
Dobra materialne były ważne, ale bardziej cieszyło, że mogą się wyrwać z szarej komunistycznej rzeczywistości. Coś zobaczyć. Samoloty to było okno na świat.
Spontaniczne kupno biletu i wylot za granicę w komunie to były możliwości tylko dla wybranych. Nawet jeśli się wygrało w totka, jak bohaterowie filmu Andrzeja Kondratiuka „Wniebowzięci” z 1973 r. Grani przez Jana Himilsbacha i Zdzisława Maklakiewicz — spełniają swoje marzenie i „często wędrują w powietrzu samolotami”, ale tylko po Polsce. Lecą do Koszalina, do Rzeszowa, Gdańska, Krakowa. Lecą, bo jak mówi inny bohater tego filmu: „Ludzie chodzą po kosmosie, a ja jeszcze nigdy nie byłem w przestworzach. Nie siedziałem w samolocie”.
Zamieszczone cytaty pochodzą z książki „Wniebowzięte”, autor Anna Sulińska, wyd. Czarne, 2020 r.
Skomentuj