„Kryminalistyka to moja pasja”

Wszystko, co się robi na medycynie sądowej, objęte jest tajemnicą i lekarską, i kryminalistyczną (prokuratorską). Dlatego rozmowę z prof. Małgorzata Kłys, która od ponad 40 lat zajmuje się badaniami toksykologicznymi * zaczynamy od Frances Glessner Lee, matki współczesnej amerykańskiej kryminalistyki. Potem odkrywamy sekrety polskiej.

Frances Glessner Lee-autorkę dioram (makiet) opisanych przez Bruce’a Goldfarba w książce pt. „18 zbrodni w miniaturze — Nieznana historia Frances Glessner Lee” („Wydawnictwo Bo.wiem”), przedstawia się często jako bogatą starszą kobietę, która konstruowała makabryczne domki dla lalek. Jak wynika z głębokich studiów historycznych autorka książki, była jednakże kimś ważniejszym. Dokonała epokowych zmian w systemie kształcenia policjantów w USA.

Perfekcyjnie wykonane makiety na pierwszy rzut oka wyglądają jak domki dla lalek. Są jednak czymś więcej. Jeśli przyjrzeć się im bliżej, to zobaczyć można mnóstwo szczegółów.

prof. Małgorzata Kłys: Te dioramy: makiety do nauczania techniki oględzin miejsca zbrodni w połowie poprzedniego stulecia w USA są rewolucyjne. Dzięki seminariom organizowanym według pomysłu Frances Lee oraz przez nią finansowanych, na których oprócz wykładów teoretycznych związanych ze szkoleniem techniki śledczej, była praca seminarzystów z makietami, wykształciły się całe szeregi policjantów — śledczych, lepiej przygotowanych do pracy na miejscach zbrodni.

Fascynujące jest bogactwo detali makiet. Widać na nich etykiety na puszkach ustawionych na kuchennych półkach oraz nagłówki gazet i rzecz jasna, plamy krwi na tapecie. Są też zwęglone zwłoki na spalonym łóżku, mężczyzna ze spurpurowiałą głową dyndający na pętli. Ale też zawartości buteleczek z lekarstwami na receptę, z których dało się wnioskować, czy zażywano je w ilości zgodnej z zaleceniami, zbyt małej czy też ich nadużywano. Dzięki temu uczniowie Lee mogli pomyśleć nad tym, że i w koszu na śmieci mogły leżeć niezapłacone rachunki, zawiadomienia o eksmisji albo porzucony szkic listu pożegnalnego.

Frances Glessner Lee zbudowała je w latach 40 poprzedniego stulecia.

Zrealizowała tym samym plan, zmierzający do ustanowienia zmian w zakresie diagnostyki niemedycznej zgonów w wyniku zabójstwa czy samobójstwa. Stało się to początkiem kryminalistyki w USA. Za zasługi dla kształcenia policjantów Frances Lee otrzymała stopień kapitana policji w Stanie New Hampshire (stąd nazywano ją Kapitan Lee).

Wcześniej udało się jej zrealizować zmiany w zakresie medycznym diagnostyki tych zgonów. Wyrażała swojej poparcie do powstawania systemu opartego na lekarzach sądowych zamiast lub obok koronerów, a następnie doprowadziła do powstania Zakładu Medycyny Sądowej przy Wydziale Medycyny Uniwersytetu Harvarda w 1937 r. Darowizna Lee wspólnie z fundacją Rockefellera pokrywała pensje lekarzy sądowych, koszty ich kształcenia, staży, a Uniwersytet wyasygnował pomieszczenia. Był to początek medycyny sądowej w USA, która była ponad 130 lat młodsza w stosunku do europejskiej.

Jak było wcześniej? Nie wiedzieli, że warto szukać zbrodni w szczegółach?

Dociekanie prawdy i ukaranie przestępców było traktowane bez należytej wnikliwości. Przed rewolucją Kapitan Lee, w Ameryce, przez ponad 300 lat panował system koronerów: urzędników, którzy zapracowali sobie na złą sławę. Byli to często ludzie bez przygotowania do oceny medyczno – sądowej zgonów, przeważnie bez wykształcenia, często nawet niepiśmienni. Posiłkowali się 12 ławnikami, którzy także niewiele sobą prezentowali. Ich zadaniem było przyjść na miejsce zbrodni, ocenić zdarzenie, znaleźć i przesłuchać świadków, zabrać majątek zabójców lub samobójców, przetrzymać i doprowadzić do prokuratury i sądu winnych… kogokolwiek.

Fatalnie też wyglądała sytuacja w policji, która miała za zadanie zabezpieczanie miejsca zdarzenia. Nabór do niej polegał na wyborze kandydatów charakteryzujących się przede wszystkim odpowiednią tężyzną fizyczną, o intelekcie nie było mowy.

Dość często dochodziło w tamtych czasach do zabójstw.

W tak dużym kraju, jak USA zabójstw było wiele. Sprawca lądował na krześle elektrycznym, bo za zabójstwo była kara śmierci. Było zarówno mnóstwo niewinnych ofiar, jak i wiele niewyjaśnionych przypadków zabójstw. Im kto sprytniejszy i bogatszy, tym łatwiej unikał kary. Korupcja kwitła. Koronerzy i ławnicy byli bowiem wybierani przez lokalne władze i przez nią opłacani.

I wtedy wkracza niczym anioł, stróż idei prawa… Frances Lee!

Matka współczesnej kryminalistyki. Fanka porządku prawnego, szalenie bogata osoba, znakomicie wykształcona kobieta przez prywatnych nauczycieli, wielbicielka medycyny, utalentowana artystka „architektka kryminalistyczna”. Postanawia zrobić porządek.

Wiedzę medyczno-sądową czerpała od doktora Bruce’a Magratha, którym była zafascynowana. Był pierwszym medykiem sądowym w Stanach. Uczulił ją na wszystkie problemy, którymi trzeba było się zająć, przystępując do reformowania obszaru medycyny sądowej i kryminalistyki. Władze państwowe w tamtym czasie nie były skłonne do zmian w medycynie sądowej i kryminalistyce. Frances walczyła o zmiany w prawodawstwie, dotyczące oceny medycznej i niemedycznej zgonów, a zwłaszcza tych trudnych do oceny, skłaniających do nieoczywistych rozwiązań. Stąd też makiety swoje nazwała „Przekrojowymi Studiami Niewyjaśnionych Zgonów”. Dzięki ogromnemu majątkowi otrzymanemu w spadku, talentowi, silnemu charakterowi, dostrzeganiu konieczności zmian w życiu społecznym, udało się jej wiele zmienić na tym polu, pomimo tego, że jak sama napisała w swoich notatkach, była kobietą i bez wykształcenia uniwersyteckiego. To wiele razy utrudniało jej życie i niweczyło efekty jej starań.

Kto miał to robić, skoro nie było wykształconych lekarzy?

Lee swoimi pieniędzmi pokrywała koszty szkolenia lekarzy, ich wyjazdów do Europy, gdzie istniały już od ponad 100 lat jednostki uniwersyteckie medycyny sądowej. Wzięła się też za policjantów, którzy między innymi byli szkoleni za pomocy wspomnianych dioram. Dzięki temu wiedzieli, jak mają się poruszać po miejscu zbrodni i nad czym się zastanawiać. Co ciekawe, Frances była też niezwykle uzdolniona plastycznie, co miało kluczowe znaczenie w projektowaniu i wykonawstwie dioram. Już jako młoda kobieta wykonała w prezencie dla matki makietę chicagowskiej orkiestry symfonicznej, przedstawiającej 90 szczegółowych postaci muzyków w skali 1-12, orkiestrę, której ojciec Lee był sponsorem i darczyńcą. Każda z wykonanych postaci była odpowiednio ubrana, miała instrument jak w orkiestrze, miała nuty, indywidualnie dopasowane do swojej partii w orkiestrze, do których wykonania zresztą zmusiła dyrygenta orkiestry. Pisał jednocalowe nuty pod szkłem powiększającym.

Pasjonatka…

Również ciała ludzkiego. Uczestniczyła w lekcji anatomii, której udzielił jej dr Magrath podczas przeprowadzanej sekcji zwłok. W wyniku tego nieosobliwego zdarzenia Frances zachwyciła się ciałem ludzkim, podzielając to uczucie z dr Magrathem. Napisała 400 stronicową książkę, w której każdy narząd, każda tkanka była opiewana przez poezję i zilustrowana rysunkiem, wykonanym przez nią samą. Miała być prezentem dla wspomnianego doktora, którym była zafascynowana. Na początku lat 30. otworzyła też bibliotekę, którą nazwała jego imieniem. Wyposażyła ją w ponad 3 tysiące książek, sprowadzanych z całego świata i tematycznie związanych z medycyną sądową, kryminalistyką i naukami pokrewnymi. Urządzała w niej seminaria i szkolenia m.in. dla całych grup policjantów.

Pani przez ponad 40 zajmuje się uczeniem młodych adeptów toksykologii.

W młodości kochałam muzykę i planowałam studia w konserwatorium. Odnosiłam sukcesy, ale tatuś powiedział: „Paderewskim to ty dziecko nie jesteś”, dodając, że powinnam mieć porządny zawód. (śmiech) No, to zostałam chemiczką, ale… Zatrułam się podczas pracy dyplomowej na uniwersytecie prawie śmiertelnie jakąś substancją i trafiłam do szpitala na toksykologię. Leżałam w nim kilka tygodni i… zobaczyłam sens pracy lekarzy — toksykologów. Jak się ratuje ludzi po próbach samobójczych czy życiowych. Z tego powodu poszłam na studia doktoranckie, związane tematycznie z toksykologią sądową i medycyną sądową.

Dużo jest w Polsce chętnych do wykonywania zawodu medyka sądowego? Wykonywała pani sekcje zwłok?

Nie, gdyż nie jestem medykiem sądowym, ale jako toksykolog sądowy mogłam w nich uczestniczyć. Wejście na salę sekcyjną wymaga włączenia myślenia, a wyłączenia emocji. Nie jest to sala balowa, ale jak się ma przygotowanie i wie się, po co się tam wchodzi, to nie jest to szok. Moim zadaniem jako toksykologa sądowego, czym zajmowałam się przez czterdzieści parę lat swojej pracy zawodowej, było opiniowanie toksykologiczne, dotyczące przypadków z udziałem trucizny, tych bez skutku śmiertelnego i śmiertelnych. Badania toksykologiczne wykonuje się po sekcji zwłok na podstawie tkanek. Medycyna sądowa ponadto to nie tylko badanie zwłok. To też badanie materiału biologicznego pobranego od ludzi żywych, tych, którzy weszli w konflikt z prawem. Badamy krew czy inne materiały po wypadkach, by ustalić, czy wypadek albo samobójstwo było dokonane pod wpływem jakichś środków czy na trzeźwo.

Makabryczna” robota…

Mówiąc o różnych „obrzydliwościach”, kojarzących się z medycyną w ogóle, a w szczególności z medycyną sądową, może warto zastanowić się nad naszym życiem. Wszystko przecież, cokolwiek robimy w naszym codziennym życiu, widziane pod pewnym kątem, może być piękne, niekoniecznie piękne, a nawet brzydkie.

Jeżeli popatrzymy na pięknego i młodego człowieka i uświadamiamy sobie, jak cudownie w nim wszystko funkcjonuje w pewnym sensie samo, to przecież patrzymy na cud. Z tym zgodzi się każdy, prawda ?

Raczej tak…

Jeżeli ten piękny człowiek ulega jakiejś chorobie, a lekarz próbuje skalpelem w jego ciele zdiagnozować jakąś przyczynę chorobową, czy uzdrowić go z tej choroby, to czy człowiek przestaje być cudem?

Jeżeli ten sam człowiek umiera, a medyk sądowy swoim skalpelem próbuje znaleźć przyczynę jego śmierci, czy ten człowiek przestaje być cudem ?

Myślę, że odpowiedź jest jednoznaczna. Człowiek i jego ciało, żywe czy martwe, powinno być otoczone szacunkiem bez względu na stan fizykochemiczny. Mówienie z lekceważeniem o martwym człowieku nie mieści się w standardach naszej kultury.

Komentowanie jakichkolwiek niemiłych czynności związanych z medycyną sądową nie jest profesjonalne. Trzeba natomiast przyznać, iż nie każdy człowiek nadaje się do zawodu lekarza czy medyka sądowego, podobnie jak nie każdy nadaje się, by być dziennikarzem czy poetą.

Na przestrzeni lat zmieniły się substancje, pod wpływem których są wypadki?

Trucizny zmieniają się od początków dziejów ludzkości (śmiech). Mówimy o rozmaitych wypadkach. Jeżeli chodzi o wypadki komunikacyjne, to wiele z nich jest spowodowanych przez kierowców będących pod wpływem alkoholu, rzadziej pod wpływem narkotyków, jeżeli, to najczęściej pod wpływem marihuany i amfetaminy.

Alkohol znajduje się na pierwszym miejscu w liczbie śmiertelnych zatruć w Polsce. W Katedrze Medycyny Sądowej wykonuje się co roku badania, z których wynika, że około 50-60 proc. zatruć śmiertelnych, stanowią takie zatrucia. W Polsce odnotowujemy rokrocznie około 1 000 zatruć alkoholem etylowym. Doliczając do tego zgony związane z alkoholizmem, wypadkami pod jego wpływem, to liczba przekracza 10 tys. przypadków rocznie. To pierwsza przyczyna. Z innych zatruć śmiertelnych trzeba wymienić zatrucia tlenkiem węgla, których jest 20 proc. w stosunku do ogólnej liczby zatruć śmiertelnych, a dopiero na trzeciej pozycji są leki (głównie psychotropowe spożyte w dużych stężeniach, popijane alkoholem) i narkotyki. Do tych ostatnich w XXI w. dołączyły tzw. „dopalacze”.

Jak czyści pani sobie głowę po pracy?

Żadna praca nie jest łatwa, ale nie muszę swojej pracy jakoś wybitnie odreagowywać. Przecież do każdej pracy człowiek musi się nadawać. W moim zawodzie toksykologa sądowego nie można ulegać szalonym emocjom, trzeba być człowiekiem poukładanym i wiedzieć, po co się studiuje toksykologię i medycynę sądową. Mówiąc kolokwialnie, nie można być niepełnosprawnym umysłowo, papiery żółte wykluczają uprawianie tego zawodu. No, i trzeba mieć pasję, chociaż trochę podobną, jaką miała Frances Lee…

* w Pracowni Toksykologicznej Katedry i Zakładu Medycyny Sadowej CMUJ

Prof. dr hab. Małgorzata Kłys, toksykolog, przez ponad 40 lat pracowała w Katedrze Medycyny Sądowej Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum.


Posted

in

by

Tags:

Comments

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Blog na WordPress.com.

%d blogerów lubi to: