Kasia Bem: jasno komunikuję, że recept nie rozdaję

Dlaczego zaczęłaś uprawiać jogę?

Joga pojawiła się na skutek dużego kryzysu w moim życiu. Jest to zresztą powszechne, bo dużo osób sięga po nią, gdy w ich życiu dzieje się coś trudnego. To taki przeskok z nieświadomości w świadomość.

Co to było u Ciebie?

Wypalenie zawodowe, depresja. Robię nawet taką cenzurę na poprzednie życie (śmiech!), bo od kilkunastu lat jestem zupełnie gdzie indziej. Ale skoro domagasz się wspomnień… Pracowałam w PR, mediach, reklamie, czyli branży która jest wypalająca, ciągle utrzymuje w dużej gotowości i na wiecznym alercie.

To były lata 90.

Wczesne, kiedy panowało w tej branży totalne szaleństwo, a ja byłam bardzo młodą osobą, która szybko awansowała i miała bardzo dużo obowiązków. W zasadzie miałam więcej zapału niż kompetencji, ale to takie były czasy.

Mało się wtedy mówiło o stresie…

I o tym, że tak wypala. Nie było w Polsce narzędzi, takich jak joga, psychoterapia czy coaching, które pomagałyby ludziom wentylować to ogromne napięcie.

Byłaś wtedy perfekcjonistką?

Wtedy tak, dlatego szłam prostą drogą do katastrofy (śmiech!).

I doszłaś do jogi…

Joga przyszła do mnie. W trudnym czasie choroby i rekonwalescencji nauczycielka przychodziła do mnie do domu i od tego czasu cały czas jestem w drodze. Powoli odpinam guziki w swoim gorsecie, ale to jest praca na lata, choć nie wiem czy nie na całe życie. To, na co pracowaliśmy przez całe życie można porównać do cebuli. To nałożone na nas warstwy przekonań, paradygmatów, doktryn, oczekiwań: system edukacji, rodzina, wszelkie przekonania religijne i społeczne. Siedzi to w nas, ale niekoniecznie jest nasze.

To proces poszukiwania siebie!

Trzeba zdjąć to, co nie nasze, przedrzeć się przez to, by wiedzieć, co jest nasze. To długa droga.

Ale to jest chyba proces terapeutyczny? A joga to przecież ćwiczenia.

To powszechne nieporozumienie. Joga nie jest ani ćwiczeniami, ani psychoterapią. Jest złożonym procesem, który oddziałuje na człowieka na różnych poziomach: ciała, umysłu i ducha.  Docelowo doprowadzając do integracji tych poziomów istnienia, a w konsekwencji do równowagi, doskonałego zdrowia, pogody ducha i spokoju.  Wspomniane ćwiczenia to wierzchołek góry lodowej. Joga to filozofia życia. Holistyczne podejście do człowieka.

Ćwiczenia to asany?

Tak, ale wykonując je, uczymy się słuchać własnego ciała i prawidłowo oddychać. Prowadzą do pracy z emocjami, do procesu integracji, gdzie zaczynamy łączyć to, co było kiedyś naturalnie połączone: czyli umysł i ciało. Obecnie, u większości z nas, jedno z drugim się w ogóle nie komunikuje, co jest źródłem większości naszych problemów.

Joga to też mistrzowie. Samemu do tego nie dojdziesz. A szkoły jogi powstają teraz jak grzyby po deszczu…

Joga jest drogą, gdzie nauczyciel jest szalenie ważny. Wspaniale, że powstają szkoły jogi. Joga jest prezentem dla świata, im więcej osób będzie mogło z niej skorzystać, tym lepiej. Jest jednak duża różnica między nauczycielem a mistrzem. Oczywiście, jeśli zatrzymamy się tylko na ćwiczeniach fizycznych, to też przyniosą one ogromne korzyści zdrowotne. Obecnie joga jest już elementem medycyny integralnej, ale joga ma dużo więcej do zaoferowania niż praca z ciałem.

Jesteś dla wielu osób guru-nauczycielem. Często domagamy się od guru szybko zmian, gotowych rozwiązać. Nie czujesz się obciążona wymaganiami?

Nie czuję się mistrzem, cały czas jestem w drodze. Jasno komunikuję, że recept nie rozdaję i joga nie jest jedyną drogą. Mówię, że wiem, jak poprawić jakość życia dzięki niej. To  systematyczna i codzienna pracą, która trzeba wykonać. Jeśli ktoś będzie się o recepty dopominał odpowiem cytatem mistrza jogi Patthabhi Jois’a: Praktykuj, a reszta przyjdzie sama.

Nie ma raz a dobrze, eh!

Życie jest ciągłym procesem, w którym ciągle się z czymś nowym konfrontujemy. Transformacja, która w nas zachodzi poprzez praktykę jogi, pomaga mierzyć się z tym, jak reagujemy na życie. Jest jak papierek lakmusowy, dzięki któremu widzimy, jak się zmieniliśmy i czy w ogóle. Ugruntowany spokój, reagowanie życzliwością na otaczający świat, więcej gotowości do wybaczania – to mogą być postępy na ścieżce jogi. Nie jest miarą rozwoju sprawne i wygimnastykowane ciało. Joga jest przede wszystkim pracą z umysłem.

Czyli?

Jest 8 stopniowa ścieżka jogi. Na początku są jamy i nijamy, czyli zalecenia do praktykowania, m.in. brak przemocy, życie w prawdzie, kultywowanie zadowolenie, dyscyplina etc. Potem są asany – ćwiczenia fizyczne. Następnie pranajama (ćwiczenia oddechowe) i pratyahara (wycofanie zmysłów do wewnątrz) dalej:  dharana, dhyana i samadhi czyli koncentracja, medytacja i oświecenie. To taki opis ścieżki jogi w błyskawicznym skrócie.

Na jakim etapie jesteś?

Powtarzam, ciągle jestem w drodze. Poprzez praktykę medytacyjną jest we mnie dużo spokoju, lepiej widzę swoje myśli i emocje, nie angażują mnie tak jak kiedyś, ale to nie znaczy, że się ich pozbyłam, bo jestem człowiekiem, a nie świętą (śmiech!). Cały czas pracuję, by być lepszą istotą, czyli coraz bardziej życzliwą, w której jest jak najwięcej miłości. To nie jest tak, że już to mam.

To co mówisz jest super. Wydajesz się być idealna!

Nie jestem. I nie chce nawet sobie tworzyć takiej iluzji, a co dopiero innym. To jacy jesteśmy naprawdę, widzimy dopiero w relacjach z najbliższymi. A najwięcej o nas mówią nasze reakcje w sytuacjach trudnych. Mogę zgodzić się z tym, że dzięki praktyce więcej we mnie pokory, spokoju, zrozumienia i gotowości do odpuszczenia. Joga i medytacja rozpuszcza ego.

Jak wygląda twój dzień?

Dziś zaczęłam praktykę od 5.30. Najpierw robię ćwiczenia oddechową, potem  medytację, a  następnie pracuję  z ciałem, czyli wykonuję asany. Zabiera mi to około godziny, czasem dłużej czasem krócej. Dbam o to, by praktykować codziennie.

Wracają do ciebie czasem demony z przeszłości?

Czasem tak , ale wiem, co mi pomaga, a co jest destrukcyjne. To bierze się z samoświadomości.  Biorę sprawy w swoje ręce. Przywracam się do równowagi. Z tymi stanami depresyjnymi, lękowymi często jest też tak, że albo my chcemy sobie z nimi poradzić, albo chcemy sobie zrobić z nich laskę, na której się opieramy idąc przez życie, czyli mówimy: mam depresję, więc tego czy tamtego nie zrobię. Możemy coś z tym zrobić: nie mam na myśli brania leków, ale właśnie można zacząć pracę nad sobą – zobaczyć w sobie coś, co nas niszczy lub blokuje. Zmierzyć się z sobą, człowieczeństwem. Na drodze jogi widzimy to, co nam się w nas nie podoba i chętnie byśmy to zamietli pod dywanik, ale to żadne wyjście! Jeśli znajdziemy siłę, aby skonfrontować się z tym, to finalnie nas to uwolni.

Jakich uczuć powinniśmy najbardziej się obawiać?

Nienawiść zabiera mnóstwo energii, gdy nie możemy komuś wybaczyć, to też nas strasznie zżera. Zazdrość! Złość, agresja, nietolerancja. To są nasze demony.  Poprzez praktykę możemy się oczyszczać z negatywnych emocji, jakbyśmy pielili ogródek z chwastów.

Łatwo powiedzieć…

Często zazdrość czy inne niższe uczucia biorą się z braku miłości własnej: nie kochamy się, nie lubimy siebie. Nie umiemy się o siebie zatroszczyć. Jest taka buddyjska medytacja miłującej dobroci „metta”. Pierwszym jej etapem jest kierowanie miłości do samego siebie. Budda był świetnym psychologiem, dobrze wiedział, że jeśli chce się naprawdę  pokochać innych, najpierw trzeba pokochać siebie. Wizualizujemy siebie w myślach i powtarzamy: obym była szczęśliwa, obym była spokojna, obym była bezpieczna, obym była zdrowa. I tak w kółko, aż się zrobi ciepło na sercu, co wcale nie musi się zdarzyć za pierwszym razem. Trzeba się zidentyfikować z tym przekazem, rozbudzić w sobie choć sympatię do siebie (miłość to jest duże słowo na początek). Samemu sobie pożyczyć sobie dobrze trzeba. Wiele osób zmaga się z niekochaniem siebie, więc nie może pokochać innych.

Jak się nastawić do innych ludzi… na początku…

Zająć się własnym życiem, a nie innych. Naprawić najpierw siebie, zamiast zbawiać świat. Nie zazdrościć, ale zainspirować się tym, że tak dobrze się komuś powodzi. Wtedy budujesz w sobie już jakąś intencję: chciałabym jak on czy ona: mieć fajny związek, mieć motylki w brzuchu itd. W drugim etapie tej wspomnianej medytacji „metta” jest życzenie dobrze jakiejś osobie: wizualizujesz ją i powtarzasz: abyś była szczęśliwa, bezpieczna itd. Kolejny etap, wygląda to trochę jak w grze komputerowej (śmiech!), polega na tym, że skupiasz się na osobie neutralnej może to być p. Jadzia z warzywnego, gdzie kupujesz jabłka – życząc jej wszystkiego dobrego. Dzięki temu można nauczyć się w bezinteresowny sposób kultywować w sobie pozytywne emocje wobec innych lub choćby postawę neutralną. Na ostatnim etapie życzysz szczęścia wszystkim istotom. Ta medytacja bardzo silnie oddziałuje na ludzi. Często płyną łzy i są wzruszenia. Ona bardzo otwiera serca. Nikt nie jest wolny od traum i trudnych momentów. Pielęgnowanie w sobie czegoś dobrego i życzliwego to jest właśnie droga. Nie mam innej recepty. Bądźmy życzliwi wobec siebie!

Napisałaś właśnie kolejną książkę „Happy Life. Sztuka odpuszczania”. Po co to odpuszczanie? Dlaczego jest ważne?

Niektórym odpuszczanie może kojarzyć się może z rezygnacją, poddaniem się, wywieszeniem białej flagi. Nic bardziej mylnego. Owszem, przestajemy walczyć, ale nie przegrywamy. Przeciwnie, zaczynamy zauważać, że żyje się nam coraz lepiej. Łatwiej. Samo się dla nas dzieje, gdy przestajemy naciskać, spinać się i  kontrolować wszytko i wszystkich wokół. Sztuka odpuszczania to nic innego jak umiejętność bycia tu i teraz bez oczekiwania, aby to, co jest, było inne, niż jest. Nie ma nic wspólnego z obojętnością czy zaniechaniem. To specyficzna postawa życiowa, w której akceptujesz rzeczywistość bez zniekształceń, ze wszystkimi jej przejawami i zrozumieniem, że nic nie jest w istocie dobre czy złe. Wszystko jest wyłącznie takie, jakie jest. W mojej książce piszę o tym, jak zmienić przekonania i zachowania, które nas blokują na drodze do szczęśliwego życia. Wyodrębniłam 12 pułapek umysłu, w które najczęściej wpadamy i podpowiadam, jak je rozpoznać i przetransformować. 


Możesz podać jakiś sposób?


W książce jest ich wiele. Na końcu każdego rozdziału podaję narzędzia MOC-y, czyli techniki proste medytacje, oddechy i ćwiczenia. Ten który podam to sposób na radzenie sobie z niepokojącymi myślami. To krótka medytacja, w której obserwujemy swoje myśli z pełną akceptacją, niezależnie od ich zabarwienia. Gdy któraś jest szczególnie niepokojąca, czy powraca uporczywie, zauważ ją i pozwól jej być. Nie wypieraj, nazwij ją: smutek, wspomnienie, ocena, planowanie, zazdrość, pragnienie itd. A następnie wyobraź sobie, że odkładasz ją na chmurkę i pozwalasz jej odpłynąć. Ćwiczenie tyle proste, ile skuteczne.

Kasia Bem: Nauczycielka jogi i medytacji. Posiada zaszczytny tytuł Master of Yoga. Od lat prowadzi autorskie warsztaty i programy wyjazdowe w Polsce i zagranicą. Aktywnie propaguje zrównoważony styl życia. Występuje w mediach jako ekspert i prowadzi szkolenia dla firm z technik antystresowych. Jest autorką bestsellerów: „Happy Detoks”, „Happy Uroda” oraz serii DVD „Happy Joga”. Zaprojektowała kolekcję biżuterii duchowej Happy Lotos dla Mokobelle. Jej najnowsza książka to „Happy Life. Sztuka odpuszczania”

foto: Viktoriya Kolisnyk

Więcej: www.kasiabem.com


Posted

in

by

Tags:

Comments

Dodaj komentarz