Kiedy patrzy w niebo, myśli przestają galopować i wjeżdża relaks. Zaczął patrzeć w niebo, by się odstresować, bo praca go bardzo obciąża psychicznie. A kosmos jest pełen cudów. Jego obserwacja pomaga zrozumieć zmieniający się w zastraszającym tempie świat. Paweł zdradza jak zrobić dobre zdjęcie kosmosu i czy w gwiazdach zapisany jest nasz los?
Z zawodu jesteś informatykiem. Skąd pomysł na kosmos?
Paweł Chyl: Z zawodu jestem informatykiem, ale zajmuję się zarządzaniem biznesem. Prowadzę firmę, która specjalizuje się w pomaganiu firmom w obszarze e-commerce i wdrożeniach ekosystemów e-commerce. Pracuję z klientami z Polski, Europy, Azji i USA. W mojej pracy mam dużą dynamikę. Rzeczy dzieją się szybko i ciągle się coś zmienia. No, bo ten cyfrowy świat cały czas ewoluuje. Cały czas pojawia się coś nowego. I żeby dotrzymać kroku oczekiwaniom rynku, trzeba być cały czas czujnym, myśleć strategicznie i pracować nad innowacją. To jest obciążające. Dlatego długo szukałem czegoś, co trochę będzie związane z technologią, ale też pozwoli mi się oderwać od codzienności. A ponadto zawsze lubiłem rzeczy, których ciężko doświadczyć na co dzień. Kosmos jest pełen takich cudów. Totalnie odjechane planety, setki razy na sekundę wirujące pulsary milisekundowe, czarne dziury zakrzywiające czasoprzestrzeń i przepiękne mgławice, zrodzone z wybuchających gwiazd. Jak dla mnie idealnie! Patrząc w niebo, szczególnie nocą, odklejam się od rzeczywistości. To mnie zawsze relaksowało.
Poza tym parę lat temu czytając książkę Michio Kaku, napotkałem na parę zdań, które wyryły mi się w pamięci:
„Atomy naszych ciał zostały ukształtowane w kuźni nukleosyntezy, wewnątrz eksplodującej gwiazdy, eony przed narodzeniem się Układu Słonecznego. Nasze atomy są starsze niż łańcuchy górskie. Jesteśmy – dosłownie! – stworzeni z pyłu gwiezdnego. Teraz te atomy spotkały się w inteligentnych istotach, zdolnych zrozumieć uniwersalne prawa, rządzące tym wydarzeniem.”
Wybierając się na sesję, doświadczam wręcz transcendencyjnej ekstazy, jeśli można tak w ogóle powiedzieć.
Jak się robi zdjęcia kosmosu?
Rozpoczęcie przygody z astrofotografią od księżyca to bardzo dobry pomysł, bo można zacząć od aparatu, który mamy w kieszeni, czyli telefonu. Potem można ulepszać sprzęt i dzięki temu osiągać lepsze efekty. Ja zaczynałem od aparatu, takiego zwykłego bezlusterkowca i normalnego obiektywu. Już na takim sprzęcie wychodzą fajne rzeczy. Potem kupiłem mały teleskop, 478 mm. Do tego montaż paralaktyczny, statyw i trochę kabli. Montaż jest potrzebny, żeby być w stanie robić dłuższe czasy naświetlania. A to dlatego, że obiekty, które fotografują, są bardzo słabo widoczne — emitują niewielkie ilości światła. I jak normalnie zdjęcie robi się na migawce sporo poniżej sekundy, tak w astrofotografii naświetlanie matrycy przez 5 czy 10 minut to standard. Powyżej 15 sekund już gwiazdy zamiast pojedynczych punktów wychodzą jak linie — bo ziemia się obraca. Stąd jest potrzebne urządzenie, które kontruje ten obrót, utrzymując fotografowany obiekt w tym samym miejscu relatywnie względem matrycy aparatu.
- Czytaj także: „Samo CV nie wystarczy Lewandowskiemu”. O życiu w Barcelonie i wielkim transferze do FCB opowiada Marta Białkowska
Oprócz tego sprzętu warto mieć kamerkę do śledzenia, której zadaniem jest pilnowanie, aby gwiazdy były w tym samym miejscu. Sprawdzanie odbywa się co 2 — 3 sekundy. Jeśli gwiazda lub gwiazdy zmieniają swoje położenie, to wysyłany jest leciutki sygnał korekcyjny do montażu. Dzięki temu można osiągać długie czasy naświetlania matrycy. Jak wspomniałem — 5 lub 10 minut, a nawet więcej, jeśli ktoś chce i ma to dla niego sens. Nie zagłębiając się w szczegóły, można policzyć optymalny czas naświetlania, bazując na parametrach aparatu i jasności obiektu. Moje zdjęcia to zazwyczaj 90 sekund do 12 minut na jedno zdjęcie. I tak jedną mgławicę można fotografować przez kilka nocy. Sześć nocy — tyle najwięcej czasu do tej pory spędziłem nad jednym zdjęciem. Ogólnie im więcej czasu poświęcamy na zbieranie sygnału, tym lepiej. Mniejsze szumy, więcej szczegółów i prościej potem w postprodukcji.
Ale zanim wrzucimy wszystkie zdjęcia do programu, powinno się jeszcze zrobić zdjęcia kalibracyjne. Takie, które rejestrują niedoskonałości elektroniki. Ja zazwyczaj robię je raz na 30 dni, ponieważ teraz dysponuję kamerą, która jest wyposażona w chłodzenie matrycy, więc mniej więcej znając zakres temperatur w nocy, mogę ustawić odpowiednią moc chłodzenia.
Mając taki zestaw, dane + zdjęcia kalibracyjne, możemy w końcu usiąść do komputera i zacząć to wszystko składać w całość. Nie używam Photoshopa, chociaż można. Ja pracuję w programie PixInsight. Takie specjalistyczne narzędzie do obróbki materiału astrofotograficznego. Nie jest to łatwe narzędzie, ale ma ogromne możliwości. Kwestia czasu, wszystkie można się nauczyć.
Czego się dowiedziałeś o kosmosie, robiąc zdjęcia?
Pierwsze, co można się dowiedzieć, to że więcej jest tego, czego nie widać niż tego, co widzimy. Nauczyłem się też cierpliwości. Chociaż tutaj mam pewne wątpliwości, czy astrofotografia mnie tego nauczyła, czy żona…, ale na poważnie, to nie sądziłem, że można się nauczyć tak wiele. O tym, jak wygląda nasza galaktyka, jaki jest skład mgławic, jakie są w ogóle rodzaje mgławic? Jakie inne obiekty znajdują się nawet w naszej galaktyce. Jakie są rodzaje teleskopów? Jak działa elektronika w aparatach, bo w końcu coś tam świeci, leci sobie to światło do nas, wpada do teleskopu i ląduje na matrycy. Jak to się dzieje, że foton zamienia się na informację cyfrową, która jest rejestrowana przez czułą elektronikę aparatu? Mamy też do czynienia z sezonowością, czyli raz lepiej widać mgławice, innym razem galaktyki. Więc trochę człowiek może się dowiedzieć o galaktykach. Co raz też jakaś kometa nas odwiedza, więc można i ją uchwycić. A też dowiedzieć się trochę na jej temat. Bo lepiej jest nie fotografować na pałę, ale też warto coś wiedzieć na temat obiektów, które fotografujemy. Można by wymieniać bardzo długo. Ogólnie, po kilku latach fotografowania kosmosu, widzę, że jest jeszcze sporo rzeczy, których mogę się nauczyć. Jak ktoś jest ciekawy, to bardzo polecam.
Tworzysz też artystyczne instalacje. Budkę — kosmos. Zamknąłeś się w niej pewnie nie raz, jakie odczucia?
Precyzując, budkę stworzyliśmy wspólnie z kolegą Bogusławem Byrskim, aktorem. Przyniosłem na jedno spotkanie swoje wydrukowane zdjęcia mgławic. Zaczęliśmy o tym rozmawiać i wpadliśmy na pomysł takiej budki. Tak jak ja odrywam się od codzienności i rzeczywistości tutaj na ziemi, chcieliśmy pomóc innym też się oderwać. Dzięki pięknym mgławicom oraz muzyce stworzonej przez różne kosmiczne obiekty.
A jak wchodzę do budki, to czuję się tak, jakbym stał sam w nocy pośród, w sumie niczego. Tylko ziemia pod nogami i gwiazdy nad głową. Myśli stają się bardziej klarowne, przestają galopować i wjeżdża relaks.
Co widzisz, jak patrzysz nocą w niebo?
Widzę przeszłość przede wszystkim. Bo mam świadomość, że to światło leci sobie do nas długo. Zastanawiam się, co się działo na Ziemi, kiedy gwiazda go wyemitowała. Czy już wtedy ludzie chodzili po Ziemi? A może Tutenchamon sobie spacerował brzegiem Nilu? Ogólnie to myśli mi się uspokajają, wyciszam się i zaczynam w naturalnym dla siebie tempie procesować rzeczywistość. Fajne uczucie. To jakby przeżywać drugi tydzień urlopu, tylko nie trzeba czekać.
Niektórzy mówią, że w gwiazdach jest zapisany nasz los…
Ha ha, to zależy. Jeśli patrzymy z perspektywy jednostki, to nie powiedziałbym. Żyjemy za krótko, żeby mieć szansę na szczególnie wyjątkowe wydarzenie w naszej okolicy, na naszym kosmicznym podwórku, czyli ziemi lub nawet w układzie słonecznym. Fakt, że od czasu do czasu przelatuje obok nas trochę kosmicznego gruzu, ale to się dzieje cały czas. W sierpniu mamy deszcz perseidów, ale to też dzieje się co roku. Dlatego uważam, że każdy jest kowalem własnego losu. Nie możemy zdawać się na siły wyższe, tylko trzeba brać sprawy w swoje ręce. To, kim jesteśmy i jak skończymy, zależy w znacznym stopniu tylko od nas. Szczególnie w dzisiejszych czasach, gdzie dzięki technologii, wiedza jest powszechnie dostępna, wręcz znajduje się pod naszymi palcami.
Jeśli natomiast mówimy o tym, co się stanie w dalekiej przyszłości, to tak. Nasz los jest zapisany w gwiazdach. Bo prawie każda kończy tak samo. Krótko mówiąc, nasza gwiazda pod koniec swojego życia zwiększy swoje rozmiary, pochłaniając ziemię, unicestwi ją. A potem wybuchnie. Ale nie musimy się tym przejmować, bo do tego wydarzenia jest jeszcze sporo czasu. Dlatego warto żyć pełnią życia i być dobrym człowiekiem, bo to się opłaca. Aha, i warto spoglądać w niebo. To daje perspektywę.
Skomentuj